Mną chwilami też potrafi owładnąć w związku ze śniegiem nadmierna ekscytacja, ale cały czas przeżywam ją w ciszy. W najgorszym wypadku schwycę w zęby szuflę, kiedy zbyt długo nie ma śniegu do łapania, a potem krążę dalej.
Albo weźmy takie stacjonaty. Siedzimy przed pierwszą. Jej się buzia nie zamyka, taka jest pobudzona. Dobrze, że jeszcze zwraca uwagę na twarz Człowieka. Wystarczy najmniejszy wyzwalacz, a Mała już leci: hop, hop, ewentualnie łapie rzucone frisbee, szybko odnosi, leci na miejsce startu i już daje głosem znać, że życzy sobie powtórki.
Teraz jest dużo śniegu, więc jest z nią trochę spokoju, kiedy dostanie coś do zakopywania. To może być dowolny przedmiot, na przykład bieżący (to znaczy znajdujący się w bieżącym użytku) kij). Rzuca go sobie na śnieg i zaczyna zagarniać energicznie pod siebie przednimi łapami, cofając się coraz bardziej. Może suki tak mają i jest to jakieś odległe wspomnienie moszczenia gniazda? Mnie też zdarza się „kopać”, ale nigdy nie spulchniam przy tym tak wielkich połaci śniegu...
No a teraz jest chwila spokoju, bo poszła odpoczywać. Mruczy przez sen i tylko co jakiś czas otwiera półprzytomne oczy.