Ciągle jemy te jabłka. Jabłka z mięsem, jabłka z rybą, jabłka z serem, jabłka z jajkiem (!), jabłka z karmą z puszki, jabłka z karmą suchą… Pełno ich leży opadłych w sadzie, a On czasem podnosi je z drogi przed domem, na którą też opadają. Wczoraj w całym domu pachniało gotowanymi jabłkami, a przedtem Ona spędziła sporo czasu na tarasie, obierając je i krojąc. Przy okazji podkarmiała kawałkami Uranię, ale nawet nasza Słodka Mateczka w pewnym momencie odmówiła kolejnej porcji. Marchewki nie widzieliśmy od wielu dni, ale na razie nie zanosi się na kres jabłecznego urodzaju. Wszakże nie cierpimy z tego powodu i u wylotu przewodu pokarmowego wszystko jak dotąd jest w porządku. Pogoda nadal się nie zmienia, więc daje znów okazję do sportretowania jesieni w paru kameralnych ujęciach. Wszystko bez zbędnego wysiłku i oddalania się od domu - z perspektywy własnego ogródka, a czasem nawet salonu. Podane bez retuszu. Był chyba dzień wolny, bo wyjechaliśmy z domu rano samochodem, kiedy Ona jeszcze spała. Nie pojechaliśmy jednak do Miasta – po niedługim czasie samochód zatrzymał się na polnej drodze, z dala od zabudowań. Słońce przeświecało przez rząd topól rosnących nieopodal, ale było ciągle bardzo chłodno. W kładących się jeszcze bardzo długo cieniach drzew i krzewów bielał szron. Ruszyliśmy od razu drogą: On równo przed siebie, starając się omijać co głębsze kałuże i otaczające je błoto, a my myszkując po zaroślach i między bruzdami czarno połyskującej ziemi. Teren był wilgotny, a przy drodze biegł szeroki rów wypełniony wodą, którą pokrywał zielony kożuch rzęsy. Widać było, że ludzie tu rzadko zaglądają, bo w po chwili między koleinami drogi pojawiły się całkiem już wyrośnięte krzaki [głogu], a jedynym znalezionym śmieciem była zgnieciona plastikowa butelka. Urania wypłoszyła spod kępy traw na skraju pola bażanta, a ja wciągając górny wiatr zwietrzyłem sarny. Szliśmy dalej przed siebie, aż już całkiem niedaleko pokazały się zabudowania. My jednak skręciliśmy z prowadzącej do nich drogi w kierunku linii krzewów, która zwykle wyznacza albo inną drogę, albo rów. W pewnym momencie wyleciało od tamtej strony stado szpaków, które jakby na nasz widok pękło na pół i rozleciało się na boki. Zza zarośli wyłonił się rów i to na tyle szeroki, że nikt nie palił się do jego przeskoczenia, a tym bardziej pokonywania w bród. Pozostało nam iść skrajem szmatu tłustej ziemi przylegającym do niego. On kroczył podtrzymując sobie nogawki spodni i zatrzymując się co chwila, aby obejrzeć swoje oblepiające się z kroku na krok błotem buty. Ciekawe, że żadna z naszych ośmiu łap tak nie wyglądała. Wreszcie weszliśmy znowu na polną drogę tu i ówdzie wysypaną rozdrobnionym gruzem. Ludzie często w taki sposób pozbywają się śmieci, na których my sobie czasem kaleczymy łapy, więc raczej omijamy takie chrzęszczące wysypiska. On się jednak nachylił i podniósł czerwony odłamek, a potem inny i jeszcze kilka. Odwracał je i oglądał z obu stron. [Na kawałkach dachówek znalezionych w polach koło Starego Wiązowa można było odczytać koders i sdorf, co razem daje Kodersdorf na Łużycach, gdzie dawniej mieściła się nieczynna już dziś cegielnia.] Droga powrotna do samochodu prowadziła pod wiatr. Po jakimś czasie wkroczyliśmy na tę samą topolową aleję, a kiedy minęliśmy ostatnie drzewo, zwrócił moją uwagę jakiś ruch na polu wznoszącym się łagodnie z boku. Zapomniałem o wszystkim innym i pobiegłem to sprawdzić, a Uranka oczywiście za mną. Sarny zmieniły już sierść na zimową. Po ich letniej rudości nie został nawet ślad i nosiły się teraz w tonacji szarej z lekkim brunatnym odcieniem, wszystkie tłuste i dorodne, mające na polach ciągle pod dostatkiem pożywnych ozimin do obskubywania.
Kiedy wróciłem do Niego, stał przy samochodzie, a Uranka już leżała obok przylgnięta do trawy i dysząca rozwartą paszczą i wywieszonym jęzorem, na wpół nieprzytomna ze zmęczenia, ale promieniująca radością. Nieuchronnie nadeszły dni wycieczek, po których nasza sierść jest oblepiona zaschniętym błotem, a Oni długo nas wycierają i wyczesują przed wpuszczeniem do domu – zresztą z mizernym skutkiem, bo na podłodze zawsze mimo wszystko chrzęszczą ziarna piasku… |
Quercus Niger
Hodowla psów rasowych entlebucher Miot A | Litter A | Wurf A Miot B | Litter B | Wurf B Miot R | Litter R | Wurf R
|