
Dopiero po jakimś czasie stało się dla nas jasne, do czego Oni będą wannę wykorzystywali. Pewnego wieczora On napełnił ją wodą i wszedł do środka tak, że nad krawędź wystawała tylko Jego głowa. To wyglądało bardzo niepokojąco – nie było zupełnie jasne, czy stopniowo nie zniknie tam całkowicie, czy też pozostanie w tej pozycji. Urania na wszelki wypadek stanęła całkiem blisko, oparła mordkę o krawędź wanny i cały czas podejrzliwie przyglądała się, co będzie dalej. W takim razie ja położyłem się spokojnie pod drzwiami, powierzając Małej ewentualne zrobienie rabanu, gdyby z Nim działo się coś nie tak. A Uranka nie opuściła swojego posterunku, dopóki On ostatecznie z wanny nie wyszedł. Zaś następnego dnia, kiedy Ona wróciła do domu i też schowała się w wannie, już byliśmy z tą sytuacją oswojeni i nie wystawialiśmy przy niej warty.

