Notes Cyrusa
  • Dziennik
  • Szczeniaki|Pups|Welpen
    • Szczeniaki - Miot R
    • Puppies - Litter R
    • Welpen - Wurf R
  • Dossier
  • Linki
  • Kontakt

Cykl

10/11/2013

 

Ef

6/10/2013

 

Syriusz

9/8/2013

 

Nadleciał paź

27/7/2013

 
Picture

Kurzy patrol

16/6/2013

 
Dzionek wstał od razu ciepły i duszny. Uranka z ociąganiem zeskoczyła z pościeli, za to zaraz zaczęła kręcić tułowiem i popiskiwać w oczekiwaniu pieszczot. Po małych ceregielach, jakie On czyni co rano - coś tam odstawia, poprawia... - wybiegliśmy na dwór, gdzie po minięciu krawędzi cienia przylgnęło do nas nagrzane powietrze. Już parę razy o ostatnich śniegów wydawało mi się, że Uranii zbliża się rujka, ale nadal nic konkretnego nie potrafię wywnioskować z analizy jej siczków na trawie. Wciągam ich zapach przez nos, a potem faluję policzkami (ludzie tak robią, kiedy piją szczególnie smakujące im trunki), ale nadal odchodzę zawiedziony. Uranka sama też wraca do swoich śladów i wącha je w zamyśleniu.

Tak było i tego ranka. Kiedy już cokolwiek najistotniejszego załatwiliśmy, w mig wróciliśmy na ocieniony taras. On nas wywabił idąc na dół, przed dom, ale do bramy nawet nie dotarliśmy. Tam zresztą od paru dni patrolują kury, dwie uciekinierki z sąsiedztwa. Chyba dojadły im tamtejsze koguty, które zbyt poważnie potraktowały jedną ze swoich ról. U nas tym zbiegom dobrze, bo spacerują sobie wzdłuż płotu i po co bardziej zarośniętych częściach podwórka. Raz je pogoniłem, ale jakoś słabo uciekały. Urania czasem powącha ich pomiot, ale też widać mało dziko jej to pachnie, bo wkrótce się oddala skubać trawę.
Wróciliśmy do domu i w chłodzie trochę poszarpaliśmy się tym i owym, aby wkrótce znowu popaść w letnie odrętwienie. Wyrwała nas z tego po jakimś czasie wycieczka nad wodę. Pisałem już, że na drugie mam Wodnik? Może... Za to Urania zsuwała się do wody jeszcze ostrożniej, niż zwykle, choć za to potem zapychała jak szalona, wiosłując z taką siłą, że prawie pół gorsu miała nad jej powierzchnią.

Po powrocie do domu wreszcie jedzenie. Uranka dużo szybciej uporała się ze swoją porcją. Dużo szybciej, niż wynikałoby z tego, że dostaje nieco mniej, bo jest mniejsza. Kiedy tylko skończyła, On zaczął przytrzymywać mi miskę - boi się, że Mała mi coś skradnie? Niepotrzebnie, bo przecież potrafię jej w razie czego kłapnąć przekonywająco zębami koło ucha. A ona i tak siada naprzeciw z delikatnie odwróconą głową. Do cierpliwych świat należy, bo kiedy wreszcie kończę, Uranka poleruje moją miskę językiem z każdej możliwej strony.

Na dworze robiło się chyba właśnie najgoręcej, kiedy Ura i ja zapadaliśmy w słodką drzemkę.

Program poranny bez tv

10/1/2013

 
Nie ma Jej od wczoraj. Ostatniej nocy spaliśmy więc wszyscy w salonie przy kominku, który wypalił się dopiero nad ranem. On i Urania na sofie, ja oczywiście na baranicy przy drzwiach na taras.
Oznacza to też, że jedyny dłuższy pobyt na dworze odbywamy rano, bo potem On może dopiero poświęcić nam czas wieczorem, kiedy jest już całkiem ciemno. Ale poranki są teraz niemal rytualne... Jeszcze po ciemku wychodzimy opróżnić pęcherze (my - psy), ale tylko na krótko. Drugi raz jesteśmy na zewnątrz, kiedy zrobi się już przynajmniej szaro, a zaczynamy od rozgrzewki, czyli przeciągania liny. To robi nam bardzo dobrze na mięśnie i pozwala wypracować dobrze wymodulowany i groźny warkot. W tej zabawie stosuję dwie podstawowe techniki: ciągnij-ile-wlezie oraz kołowrotek. Kołowrotek polega na tańczeniu wokół Niego (trzyma sznur) w podskokach w wybranym kierunku, aż ma dosyć i zaczyna ściągać sznur do siebie. Uranka też w tym czasie zwykle jest przyczepiona do sznura, okazjonalnie wskakując mi na barki. Może ciągnie trochę słabiej, ale w warkot wkłada całe serce.
Po sznurze On wprowadza szukanie piłeczek. Łatwiej jest je znaleźć, kiedy rzuci je w nowe miejsce, w którym nie ma za wiele naszych starych zapachów. Ale w ogródku o takie raczej trudno, więc czasem szukanie trochę się przeciąga. Każde z nas ma swoją piłkę i dobrze ją  rozpoznaje - jeżeli chwyci piłkę drugiego, niemal od razu ją wypuszcza i dalej poszukuje własnej.
Wreszcie następuje bardziej energiczna zabawa - aportowanie rzuconej piłki na naszej łączce-pod-górkę. Urania bardzo się ekscytuje i po każdym oddaniu piłki głośno domaga się powtórnego rzucenia. Zdaje się w ogóle tym nie nudzić, a za to ja już po paru aportach staram się wprowadzić urozmaicenie: nie oddaję piłki od razu, tylko zaczynam się z Nim drażnić, przebiegając mu z nią przed nosem. Na razie bezskutecznie, ale mówią, że kropla drąży skałę. Może kiedyś za mną pogoni?
Mamy w ogrodzie dwie koślawe stacjonaty i każdego ranka robimy przez nie parę przebiegów. Na początku mi w Jego mniemaniu chyba nie szło, bo brałem pierwszą, a drugą w szeregu już sobie omijałem, ale ostatnio zaliczam obie w jedną i drugą stronę i wyczuwam, że jest zadowolony.
Po stacjonatach chodzimy trochę przy nodze i przypominamy sobie inne proste komendy. W ogródku można Mu zrobić przyjemność i nie zrywać się, bo tu i tak niewiele się dzieje. Do tego od jakiegoś czasu daje nam znowu takie małe miękkie i pachnące smakołyki, więc jestem skłonny dla nich trochę się poświęcić. Urania za jedzenie zawsze mogła oddać (prawie?) wszystko, więc to ona dopiero demonstruje wzorową karność i wpatruje się w Niego nachalnie...
Poranny rytuał kończymy lataniem za kijem przyniesionym z jakiegoś spaceru, który On przechowuje w drewutni. Ciekawe, kiedy codzienne powtarzanie tego wszystkiego mu się znudzi. W każdym razie w naszym imieniu zapewniam, że Psom chyba nigdy.

Migawki z jesiennego forum polsko-szwajcarskiego

7/11/2012

 

Podróż cz. II

23/8/2011

 
To był weekend kolejnej podwójnej wystawy. Nie jechaliśmy już aż tak daleko, jak poprzednio - dało się to odmierzyć tym, że Oni mieli za dużo kanapek na drogę. Ale niestety na miejscu okazało się, że mieszkamy w jakiejś zapyziałej wiosce, gdzie musimy ciągle chodzić na smyczy. Na całe szczęście przed płotami otaczającymi domostwa były szerokie trawniki, ponieważ Uranka na innym podłożu w zasadzie nie siusia. Do tego za każdym płotem ujadał jakiś kundelek, zupełnie jak u nas w domu, co zawsze dostarcza nam pewnej rozrywki, której Oni zresztą zdają się nie pochwalać.

Wokół naszego pomieszkania, już na ogrodzonym terenie puszczali nas czasem wolno, a kiedy ktoś się pojawiał, to odwoływali stanowczo z powrotem do pokoju. Pewnego razu jednak ni stąd ni z owąd pojawiła się jakaś para młodych ludzi, przy czym dziewczyna ewidentnie panicznie się nas obawiała i wpadła w głośny płacz przyklejając się do ściany budynku. Zanim upłynął czas Ich reakcji, pobudziło nas to tylko do głośniejszego szczekania, co skończyło się jeszcze donośniejszym płaczem, a potem sporą awanturą. Najprawdopodobniej w związku z tym już na stałe mieliśmy przypięte smycze, kiedy tylko wychodziliśmy za próg.

Wystawa odbywała się w niemiłosiernym upale, który bardziej nam dokuczył drugiego dnia, kiedy czekaliśmy w pełnym słońcu na jakimś ogromnym pozbawionym drzew trawniku. Urka i ja leżeliśmy w namiociku dysząc bez przerwy, a Oni gwarzyli z jakimiś ludźmi, którym towarzyszyły psy podobne do nas. Ja na ring wyskoczyłem prosto spod namiotu i nawet raz pomyliły mi się chody, a potem długo ignorowałem zabiegi Pani sędzi, które podejmowała, aby zwrócić na siebie moją uwagę. Na usprawiedliwienie mam tylko to, że dawno nie aportowałem kępek podrzucanej trawy, a najbardziej byłem skoncentrowany na ziajaniu się z językiem wywieszonym po granice możliwości.

Urania też objawiała przez większość czasu niechęć do pozostawania w ringu. Pół biedy, kiedy kłusowali w kółko albo po prostej. Wtedy była skoncentrowana i uważna, ślicznie i wydajnie wyciągając nóżki. Ale stać tego dnia zbyt długo nie chciała, penetrując cały czas strefę przynajmniej od rogu do rogu ringu, poszukując mnie wzrokiem. Mimo to spodobała się sędzi, która sporo się do niej nacmokała, wymacała ją dokumentnie, na co Urka pozwala zresztą zwykle tylko do momentu schwycenia za nasadę ogona. Ta ostatnia czynność odbyła się zatem już z Jego udziałem. Cóż, my psy wystawowe musimy obcym ludziom pozwalać na takie rzeczy, za które wszystkie inne w najlepszym razie pokazałyby im z bliska wszystkie czterdzieści dwa zęby.
Picture

Demonstruję tutaj granice swojej tolerancji na dotyk...
(Zdjęcie jest własnością hodowli Z Ticheho udoli)

Po ocenie Oni szybko zwinęli nasze wystawowe obozowisko, aby jeszcze po drodze do wyjścia posiedzieć ogródku, gdzie ludzie z psami lub bez popijali różne rzeczy z plastikowych kubków. Zaczepiało nas trochę dzieci, którym dawaliśmy się głaskać po szyją, czyli tak, jak On wszystkie te dzieci na migi instruował. Ale w tym upale i tłoku było zarówno Uranii jak i mnie wszystko jedno, czy głaszczą mnie zgodnie z jego instrukcjami, czy nie. Najbardziej chcieliśmy odpocząć w aucie, a potem wreszcie przeturlać się po swojej trawie wokół domu.
Picture








Urania wypoczywa po podróży. (Bardzo mądrze robi, swoim wdziękim i niewinnym spojrzeniem krok po kroku przekraczając kolejne granice zakazów, które Oni próbują egzekwować. Jak tak dalej pójdzie, wkrótce będziemy razem z Nimi jedli przy stole z bolesławieckiej kamionki).

W krainie legalnej trawy

17/8/2011

 
Picture
Już mi brakuje tych łąk – niewiele jest przyjemności, które dają się porównać do szaleństwa na miękkiej świeżej trawie, najlepiej takiej, na której jeszcze nie zdążyła obeschnąć chłodna poranna rosa. A właśnie parę dni spędziliśmy w miejscu, gdzie takich muraw jest pod dostatkiem: wystarczyło odejść parę kroków od głównej ulicy przebiegającej przez wieś, aby znaleźć się na jednej z nich. Łąki wciskają się tam w zabudowę i są bez przerwy koszone i grabione, więc trawa odrasta rześko cały czas. Można po niej biegać, węszyć wciskając w jej głąb truflę nosa, potem się poganiać i powygłupiać ogólnopsio, aby zakończyć to przewróceniem się na grzbiet i wytarzaniem się z lubością.
Picture
Ciągłe przewożenie skoszonej trawy i bel siana przez tamtejszych wieśniaków może mieć jakiś związek z krowami, które wietrzyłem tam wszędzie. O dziwo nie pasły się one na łąkach, tylko pozostawały w budynkach, skąd przez otwarte okna dochodził ich najintensywniejszy, frapujący mnie zapach. Wokół niemal wszędzie pachniało też zużytą ściółką, zarówno z wewnątrz, jak i z pryzm gromadzonych na zewnątrz.
Picture
Łąkowy relaks był nam przez Nich fundowany każdego popołudnia pobytu, ponieważ wyjazd tu przede wszystkim związany był z ponownym pokazywaniem nas na wystawie psów. Trwała ona dwa dni, co oznaczało dwa przedpołudnia spędzone w dusznej hali, w otoczeniu dzielących nasz los psów wszelkiej maści, wielkości, charakteru i pochodzenia, oraz ich podobnie rozmaitych Ludzi. Mimo to bardzo lubię takie miejsca, ponieważ nigdy nie tracę nadziei, że uda mi się pobawić z jakimś nowopoznanym psem, albo przynajmniej gruntownie obwąchać jakąś sukę. Tym razem okazało się, że świat jest mały i przy naszym ringu pojawił się znajomy pan w skórzanych tyrolskich spodniach ze swoją siwiejącą appenzellerką, którą poznałem na wystawie tej wiosny. Toteż bardzo mnie do niej ciągnęło, co wyrażałem wyrywaniem się na smyczy i popiskiwaniem. Pomimo, że dziewczyna ma już swoje lata, a jej pan wciąż ją odciągał z zatroskaniem na twarzy, nie wyskakiwała do mnie z zębami. Cóż, kiedy tym razem skończyło się na pobieżnym obwąchaniu i appenzellerka ze swoim panem już odchodzili w inną część hali.
Picture
Przez resztę dnia byłem bardzo podekscytowany manifestując to najbardziej wysoko uniesionym ogonem również wtedy, kiedy stałem w ringu. Przebiegając obok sędziego nawet na niego szczeknąłem – nie powinien mi znienacka wymachiwać ręką przed nosem. Drugiego dnia wystawy również miałem powody do ekscytacji, ponieważ w pewnym momencie okazało się, że będziemy po ringu biegali razem z Uranką i jeszcze jednym młodym samcem. To przekroczyło granice mojej wyrozumiałości, więc pomimo Jego rozpaczliwych prób – szarpnięć, zatrzymań i komend –  wyrywałem się do młodego, całkiem nie rozumiejąc, czego on szukał na moim terenie. Może to spowodowało ostatecznie, że sędzia podeszła w końcu do Niej i prowadzonej przez Nią Uranki, chwytając i potrząsając Jej ręką z widoczną obopólną radością. Dla mnie najważniejsze było jednak, że zaznaczyłem swoją obecność i prawa, aby moje Dziewczyny mogły sobie spokojnie i bezpiecznie się radować, a sędzi Urania chyba od początku niezmiernie się spodobała...
Picture
Następniego dnia wyjeżdżaliśmy w deszczu, bo w nocy przeszedł front burzowy. Ta wieś i otaczające ją łąki chyba będą mi będą śniły - obyśmy mogli tu jeszcze kiedyś wrócić.

Normalnie, jesień już!

5/8/2011

 
Picture
W ogródku pojawiły się grzyby: czerwone, brązowe, takie jakieś wielkie z kapeluszami w łuski i jeszcze inne, z lejkowatymi dekielkami. Oni ich na razie prawie nie zbierają, tylko wciąż chodzą podziwiać, a może to mieć związek z tym, że w największe skupisko tych czerwonych Urka ciągle chodzi za potrzebą. W takim razie nie wiedziałbym w czym problem, bo Mała cały czas celuje tuż, ale jednak obok. Na drodze również można spotkać ludzi zmierzających w kierunku lasu z różnymi plastikowymi wiaderkami po farbach (On się zżyma, że kiedyś byłyby to zapewne wiklinowe koszyki), a z kolei jedna pani z domu obok opowiadała przy nas, że  będzie robić nalewkę, bo znalazła na nią przepis w Internecie. Tylko towarzyszący jej mąż konserwatywnie wspominał, że nie ma po co na takie działania nie wnoszące wartości dodanej tracić czasu, a składniki nalewki można spożyć, nie czekając, oddzielnie. My przechodzimy obok tych ludzkich wygłupów jak zwykle obojętnie.

Picture
PS. Jaskółki też odznaczają wiosnę i jesień. Na wiosnę przylatują chyba ostatnie, w końcu kwietnia. Jeszcze parę dni temu z tuzin z tegorocznego wylęgu latał przed domem udając, że łapie muchy na fasadzie domu. Teraz znikły, ale można je zobaczyć jak z koleżankami powoli przymierzają się do odlotu, tworząc szwadrony na pozostałych jeszcze tu i ówdzie drutach rozpiętych między drewnianymi słupami. Tak będzie przez sierpień, a potem znikną i zostawią nas w oczekiwaniu na słotę, a w końcu śnieg.

<<Poprzednia
    Quercus Niger
    Hodowla psów rasowych entlebucher

    Miot A  |  Litter A  |  Wurf A
    Miot B  |  Litter B  |  Wurf B
    Miot R  |  Litter R  |  Wurf R


    Autor

    Nazywam się Cyrus i jestem zantropomorfizowanym psem rasy entlebucher, co zresztą pchnęło mnie do prowadzenia dziennika. Jednak najwięcej ciągle we mnie jest z psa.
    Mieszkam z młodszą koleżanką, która ma na imię Urania, oraz dwójką Ludzi.

    Archiwa

    Listopad 2017
    Październik 2017
    Wrzesień 2017
    Lipiec 2017
    Kwiecień 2017
    Marzec 2017
    Luty 2017
    Styczeń 2017
    Grudzień 2016
    Listopad 2016
    Wrzesień 2016
    Sierpień 2016
    Lipiec 2016
    Czerwiec 2016
    Maj 2016
    Kwiecień 2016
    Marzec 2016
    Luty 2016
    Styczeń 2016
    Grudzień 2015
    Listopad 2015
    Wrzesień 2015
    Sierpień 2015
    Maj 2015
    Kwiecień 2015
    Marzec 2015
    Luty 2015
    Styczeń 2015
    Grudzień 2014
    Listopad 2014
    Październik 2014
    Wrzesień 2014
    Sierpień 2014
    Lipiec 2014
    Czerwiec 2014
    Maj 2014
    Kwiecień 2014
    Marzec 2014
    Luty 2014
    Styczeń 2014
    Grudzień 2013
    Listopad 2013
    Październik 2013
    Wrzesień 2013
    Sierpień 2013
    Lipiec 2013
    Czerwiec 2013
    Maj 2013
    Kwiecień 2013
    Marzec 2013
    Luty 2013
    Styczeń 2013
    Grudzień 2012
    Listopad 2012
    Październik 2012
    Wrzesień 2012
    Sierpień 2012
    Lipiec 2012
    Czerwiec 2012
    Maj 2012
    Kwiecień 2012
    Marzec 2012
    Luty 2012
    Styczeń 2012
    Grudzień 2011
    Listopad 2011
    Październik 2011
    Wrzesień 2011
    Sierpień 2011
    Lipiec 2011
    Czerwiec 2011
    Maj 2011

    Kategorie

    Wszystkie
    Budowa
    Champion
    Ciąża
    Ciąża
    Cieczka
    Człowiek
    Człowiek
    Dieta
    Dom
    Dzień
    Gwiazdka
    Instynkt
    Jedzenie
    Jesień
    Jesień
    Kojec
    Kość
    Kot
    Kropelki
    Krycie
    Lato
    Miasto
    Mysz
    Noc
    Ogród
    Ogród
    Park
    Pies
    Pływanie
    Pływanie
    Podróż
    Podróż
    Poranek
    Ptaki
    Rodzina
    Ruch
    Rujka
    Szczeniaki
    Trawa
    Upał
    Urodziny
    Weterynarz
    Wielkanoc
    Wieś
    Wieś
    Wiosna
    Woda
    Wystawa
    Wzorzec
    Zabawa
    Zabawka
    Zima
    Zwyczaj

    Kanał RSS

(by Entlebucher Cyrus)