Była u nas Rodzina z Pomorza: z psiej strony – Gojka. Od zeszłego roku stała się znacznie bardziej asertywna i wcale już nie przesiadywała cały czas w swojej sypialni poszczekując na nas spod krzesła. Okazało się, że to bardzo aktywna psina w porównaniu z nami. Wciąż tylko wyprawia ze swoją Pańcią jakieś sztuczki, stójki, skoki, odbicia, chwyty, zwroty i salta. Trudno uwierzyć, że entlebuchera i psa w ogóle można do takich rzeczy nakłonić. Pańcia Goi chyba poczuła, że poczuliśmy się wykluczeni i postanowiła Urankę, jako najbardziej zdyscyplinowanego członka naszej rodziny, nauczyć chociaż jednej sztuczki: proszenia o smaczka w pozie na świstaka. Bubu i ja przyglądaliśmy się temu sceptycznie, bo przecież wiadomo było, że w żadnym wypadku codzienna kolacja nas nie ominie. Tym niemniej na wspólne z Goją spacery albo latanie za frisbee udawaliśmy się z wielką ochotą. Sporo przy tym zwykle było hałasu, przy czym Urania i Bubu wiodły prym. Najbardziej frenetycznie przebiegła wycieczka na plażę. To miejsce nad Rzeczką, które odkryliśmy nie tak dawno, znajduje się za spiętrzeniem, za którym nurt skręca w ten sposób, że z jednej strony jest głęboki i bystry, a z drugiej nanosi żwir. W ten sposób powstało łagodne zejście do wody, podczas gdy w innych miejscach brzeg jest raczej urwisty. Już po drodze na plażę Gojka zażyła krótkiej kąpieli. Po prostu w pewnej chwili rozległ się głośny plusk i po zinwenaryzowaniu czworonogów właśnie jej brakowało. Wygramoliła się po chwili, z jakby jeszcze zdwojoną energią, chociaż być może trudno sobie to wyobrazić. Po drodze na plażę On nałamał jeszcze zapas kijów wierzbowych, których od tego momentu nie spuszczaliśmy z oka. Na wszelki wypadek po dojściu na wysokość plaży zatrzymałem się, wskazując Ludziom kierunek. Chociaż dla nas psów to fraszka, to Panie musiały przełamać pewne opory, bo kilkanaście kroków dzielących rzeczkę od drogi zdążyło już zarosnąć wysokimi pokrzywami. Na „plaży” poszły w ruch kije. Ja czekałem na każdy rzut w skupieniu, po czym byłem zwykle pierwszy przy rzuconym patyku. Uranka z rzadka dopadała patyka, ale zawsze karnie odnosiła go do Niego, zręcznie unikając przy tym wyrwania go sobie z pyska. Przeciwnie Bubu jak zwykle porywał kij i biegał z nim tam i z powrotem powarkując i prowokując, aby ktoś skusił się mu go wyrwać. Wreszcie Gojka współpracowała głównie ze swoją Pańcią. Kiedy wszystkie kije zostały porwane na drzazgi albo spłynęły z nurtem, trzeba było wracać. Na górę po skarpie (znowu psom poszło najlepiej), przez pokrzywy, po drodze wycieranie w trawę, przy czym ja dodatkowo nakładam lekki podkład z piasku… Jeszcze trochę dzikiego latania w kółko i już wsiadaliśmy do auta. Czas był do domu, na kolację!
To JA, Bart Quercus Niger PS. Przy ostatniej wizycie u nas, Bubu na powitanie próbował Afira zaciąć w ucho, jednak krew nie popłynęła. Natomiast podczas rewizyty bawili się wzorowo i ostrożnie. W porównaniu z tym ja pozwalam sobie Małego ćwiczyć i przerolowywać dużo brutalniej. [ Od Admina: Cały soundtrack do znalezienia np. tutaj. W dalszej części traci na sielankowości :) ] Hau-hau! Minęło już wiele dni od tego, którego po raz ostatni wcześnie rano zjadłam śniadanie w kuchni, w której zawsze stawiano miski przede mną i moimi podrastającymi siostrami i braćmi. Teraz mieszkam gdzie indziej i zdążyłam już poznać wiele różnych psów. Nie zmieszczę tu opisu ich niezmiernej rozmaitości: różnic budowy, maści, wielkości i usposobienia. Pewnie ucieszycie się, że się z nimi wszystkimi dobrze dogaduję i zwykle dokazujemy razem do utraty tchu. Wśród naszych domowników jest za to kot - starszy chyba niż którakolwiek z Waszych domowych kotek. W jego wypadku będę się raczej musiała pogodzić z tym, że do zabawy nie da się go wciągnąć. Zdaje mi się, że w swoim stosunku do psów najbardziej przypomina naszą Łaskawą - żadne, nawet najbardziej nachalne trącanie nosem nie zmusi go do biegu... Moi Państwo oprócz zapewniania mi jedzenia, zabawek, pieszczot i, najzwyczajniej, kompanii, pragną jednak jeszcze czegoś więcej od siebie wymagać. Niedawno moja Pani stawiła się w moim towarzystwie przed obliczem innej pani, która chyba zajmuje się trenowaniem innych ludzi. Jak wiecie, psy, choćby widziały się pierwszy raz, najczęściej szybko i bez pudła dogadują się i ustalają, jak który powinien się wobec drugiego zachować w różnych sytuacjach. Ludzie za to nie zawsze nas rozumieją, więc może ci, którzy znają nas lepiej, szkolą pozostałych. Tak musiało być i w tym wypadku, bo panie dużo się do siebie odzywały i Moja musiała pokazywać, czy umie mi przekazać różne komunikaty. Pani szło nieźle - musiała już kiedyś rozmawiać z jakimś psem... Ja też nie przyszłam całkiem bez celu: Kiedy trening mojej Pani się skończył, do mnie przyszły dwie inne suczki i mogłyśmy oddać się mojemu ulubionemu sportowi: galopowi-przełajowemu-ze-zwrotami-na-pięcie. Jak więc widzicie, na nudę nie narzekam. Ale największa nowością było jezioro. Wiecie, co to jest? Jakby to wyjaśnić... Taka wielka kałuża, chociaż nawet kałuż nie widziałam dotąd zbyt wiele. Tylko, że kiedy do niej weszłam, po pewnym czasie skończył się grunt pod łapami i wtedy instynktownie zaczęłam szybko nimi pedałować, zatoczyłam w jeziorze kółko i wyszłam na brzeg. Państwo wyglądali na niebywale zaskoczonych... Wasza, wciąż trochę dzika, Biga ![]() PS. Na razie daję się schwytać w obiektywie tylko, kiedy jestem bardzo zmęczona. Naszym Przyjaciołom i Sympatykom życzymy mnóstwa czasu spędzonego niespiesznie ze swoimi Zwierzakami i pozostałymi Bliskimi. -QN *** |
Quercus Niger
Hodowla psów rasowych entlebucher Miot A | Litter A | Wurf A Miot B | Litter B | Wurf B Miot R | Litter R | Wurf R
|