


![]() Urania Szwajcar, 25 września 2011 ![]() Ja z Narzeczoną ![]() Odwiedziła nas przejazdem moja Rodzina z przyrodnią siostrą Kirą (z lewej). Kira to urodziwa suczka, którą niełatwo przestraszyć, choć Uranka usilnie próbowała. Na Kirze jednak jeszcze większe wrażenie wywołały koty pojawiające się u nas niespodziewanie niemal zewsząd. Dopiero u swojego Pancia na kolanach znalazła od nich wytchnienie. Ruch to nasz żywioł – dopiero, gdy się poruszamy, ukazujemy swoje piękno w nowym, poprzednio nieznanym aspekcie. Niekiedy zresztą taka perspektywa ujawnia nasze, inaczej niewidoczne, mniejsze bądź większe wady. Często pozujemy do zdjęć ze słodkim wyrazem pyszczka, albo upozowane wystawowo, albo pod nogami swojego przewodnika. Takie zdjęcia zwykle bardzo Ich cieszą, ale dopiero, kiedy ktoś uchwyci ruch, okazuje się, jak skomplikowane czynności wykonuje nasze ciało. Wychodzi na jaw, jak często pracuje ono na granicy swoich fizycznych możliwości, mimo, że chodzi na przykład tylko o zabawę. Link do strony książki Dogs in Motion
Kontynuujemy wizyty na torze przeszkód. Ostatnio byliśmy tam we dwójkę, z Uranką, a zresztą Oni też byli oboje razem z nami. Właściwie, kiedy On nas przyprowadził, Ona już tam czekała – spowodowało to oczywiście powitalne zamieszanie na samym początku, bo my za nic w świecie nie rezygnujemy z prób okazania przynajmniej małej porcji serdeczności. Potem trzeba było mnie i Urankę rozdzielić, ponieważ On nie zamierzał podejmować prób ćwiczenia z obojgiem naraz. Kiedy tylko oderwaliśmy się od Ury, która natychmiast zaczęła intensywnie wyrywać się za nami na smyczy, w obroty wzięła nas energiczna pani w czerwonym dresie. Szybko poustawiała kilka stacjonatek i tunel, po czym pokazała, w jakim kierunku i kolejności mają być pokonane. Zainteresowałem się tym objaśnianiem umiarkowanie i bardziej z uprzejmości, bo wokół kręciło się znowu pełno suk, niektóre przykucające tu i tam, co pobudzało moje fafle do intensywnego falowania. ![]() Przeszkoda nisko, ale ten styl... Czerwony Dres zmieniała nam co chwila układy przeszkód, ale reszta pozostawała bez zmian: siad, bieg, skok, szpurt przez tunel, skok, nawrót, skok… gumowa gruszka. Jemu chyba już kręciło się w głowie od tego manewrowania, bo za którymś razem gruszka przeleciała bardzo blisko Czerwonego Dresu. Wtedy ona zdecydowała, że przechodzimy do innej zabawy: Podeszliśmy do pochyłej kładki, na którą miałem wskoczyć, skierować się w dół i zatrzymać na jej końcu. Już poprzednio ćwiczyliśmy coś podobnego, ale wtedy zupełnie nie było dla mnie jasne, czego On ode mnie oczekuje. Teraz Czerwony Dres położyła przed zejściem z kładki miskę do góry dnem, a na niej kawałek pachnącej kiełbasy, więc nie sposób się było przed tym nie zatrzymać. Ku Jego widocznemu wielkiemu zadowoleniu wykonałem wiele identycznych powtórzeń tego manewru – za każdym razem po udanej próbie biegał koło mnie strasznie się ekscytując. ![]() Mój znikający w tunelu zadek Potem wróciliśmy do dziewczyn, gdzie okazało się, że tuż obok ustawione są dwie inne przeszkody, których jeszcze nie pokonywałem: tunel zakończony miękkim rękawem swobodnie spływającym na ziemię i opona zawieszona w powietrzu. One też mi się podobały i nie trzeba mnie było długo przekonywać do ich przejścia. Tylko gumowa gruszka trochę straciła na atrakcyjności, gdyż na trawie u wylotu rękawa było świeże znaczenie którejś z suczek. Ponieważ Urania dotąd właściwie nie ćwiczyła, spuszczono i ją ze smyczy i pokazano napowietrzne kółko. ![]() Hop! Mała przefrunęła parę razy przez nie, a parę – trzeba przyznać – obok, kiedy z samochodu zaparkowanego niedaleko zaczęto wyładowywać kilka innych psiaków, w tym młodą suczkę – niemal szczeniaczka, ale jednak już dwa razy większą od Uranki. Suczka była trochę podobna do nas, ale potężniejsza i znacznie bardziej kudłata. Psie dziecko wybiegło na trawkę i przebiegło obok nas akurat w momencie pokonywania wiszącego kółka przez naszą zołzusię. Urania spostrzegłszy obcą sukę natychmiast do niej skoczyła i ze szczekiem pogoniła z powrotem aż do samochodu i opiekunów, skąd dopiero zawróciła do nas. Na szczęście nikt nie robił wielkiego problemu wokół jej zachowania, chociaż może się jej należało. ![]() Najczęściej jeżdzimy na tor oddzielnie i kiedy my pilnie ćwiczymy... Bardzo nam się podoba to miejsce na psie harce, a Im chyba też, bo zostaliśmy tam jeszcze trochę, najpierw biegając przy nodze, a później bawiąc się w łapanie toczących się kółek. Oczywiście i tu Mała od czasu do czasu wyrywała mi moje, chociaż miała swoje właściwie identyczne. Bawiliśmy się tak prawie do upadłego, więc po powrocie do domku tego wieczora wypiliśmy mnóstwo wody. A w nozdrzach pozostały nam jeszcze jakiś czas wspomnienia rozmaitych woni z toru. ![]() ...Uranka nie ćwiczy W zeszłym tygodniu pojechaliśmy do miasta – tylko On i ja. Po wyjściu z samochodu weszliśmy na teren z dużą ilością trawy i drzew, z tylko tu i ówdzie kręcącymi się ludźmi. Wszędzie jednak było pełno zapachów zwierząt. On trochę kręcił się niezdecydowanie, jakby nie był pewien, dokąd ma zmierzać, ale nareszcie coś zobaczył i ruszyliśmy w tamtym kierunku. Okazało się, że na wydzielonym placyku są tam dwie panie z psami, rozstawiające różne przedmioty na trawie. Ludzie zamienili kilka słów, po czym On przywiązał mnie do metalowej barierki, a sam dołączył pomagać przy rozstawianiu tych klunkrów: były tam rury pozaginane w różnych kierunkach, przeszkody do przeskakiwania, a także kładka umieszczona na sporej nawet jak na mnie wysokości, i jeszcze kilka innych. Kiedy już uporali się z większością, pani, która widocznie tu była najważniejsza, zaczęła Mu pokazywać, co mamy robić. Większość rzeczy szybko sobie przypomniałem, bo skoki przez przeszkody i szpurty przez tunel należą do moich ulubionych rozrywek. Kiedyś mieliśmy taki mały tunelik u siebie na podwórzu, ale często wpadaliśmy do niego równolegle z Uranką, klinując się i nadwyrężając go stopniowo, aż do dokumentnego podarcia. Tutejsze były jednak szersze i solidniejsze, a przelecenie przez nie odbywało się bez najmniejszego problemu. Ku większej jeszcze mojej uciesze, On po każdym zabawowym cyklu siłował się z mną przez parę chwil liną przyniesioną z domu. Potem jednak pani przyszła znowu i zaczęliśmy coś zupełnie innego, co wyraźnie jej sprawiało przyjemność, bo demonstrowała przy tym niezłomny upór. Chodził o to, abym stawał na pochyło o ziemię opartej kładce tylko tylnymi łapami, przednie mając przy tym już na trawie, a do tego wytrzymywał w tej pozycji parę chwil, aż do Jego komendy Już. Z tym szło nam znacznie gorzej, chociaż ta pani bardzo się starała być miła – kucała koło mnie bokiem, nie spoglądała mi w oczy, klepała mnie po boczku i nad wyraz słodko do mnie szczebiotała. W końcu z Jego pomocą, z zagrodzoną z drugiej strony jakąś barierką drogą ucieczki, nęcony smakołykami, zrobiłem dla nich to, czego ode mnie oczekiwali. ![]() W międzyczasie naschodziło się więcej osób z psami, jak mi się wydaje samymi suczkami, co bardzo mi towarzysko odpowiadało. Część ćwiczyła zapamiętale, a reszta tylko się przyglądała. Wreszcie na front wystąpiła inna pani, której towarzyszyły dwie potargane biało-czarne suki, bardzo zwinnie się poruszające. Jedna z tych suk wszystkich zaczepiała i musiała sprawdzić, co mnie był ona rękę, bo też ją obwąchałem i trochę jej poimponowałem, zanim zareagowałem na Jego odwołanie. Widać było, że to one są prawdziwymi szefowym tego miejsca. Ludzie z psami otoczyli ludzką szefową, a ona coś z namaszczeniem pokazywała i objaśniała przy kładce. Widać było, że niektóre psy mają problem ze skupieniem się na wykładzie. Mnie najbardziej rozpraszała stojąca blisko jasna krasnalka, poruszająca się jakby składała się z samych sprężyn - cały czas wierciła się i skomlała, co spotykało się z nieskutecznymi uspokajającymi wysiłkami podejmowanymi przez jej panią. ![]() Po wykładzie już dużo nie ćwiczyliśmy, a ja wykorzystałem okazję do zapoznania się z inną suczką, dużą i zrobioną na afro. Widać było, że zdałem jej się zdecydowanie męski. Ten dzień mogę zaliczyć do udanych… Kiedy już ruszyliśmy ścieżką z powrotem do naszego samochodu, na placyku wszczął się mały rwetes – to mała suczka sprężynka zobaczyła coś interesującego na horyzoncie, a ponieważ nie była na smyczy, sama była już po chwili tylko niewielkim jasnym, ale bardzo ruchliwym punktem w oddali. A w domu Uranka była dla mnie milsza niż zwykle i nie zrzucała z siebie zbyt zaciekle, kiedy wspierałem się o nią łapami, albo pozwalała delikatnie sobie iskać zębami białą sierść na piersi. Potem biegała do legowiska w sypialni na przemian z chodnikiem w gabinecie i w każdym z tych miejsc chwilę zaciekle kopała, jakby chciała tam zbudować sobie gniazdko. Ot, moja suczka. |
Quercus Niger
Hodowla psów rasowych entlebucher Miot A | Litter A | Wurf A Miot B | Litter B | Wurf B Miot R | Litter R | Wurf R
|