
Szczekam do Was wesoło...
-Wasza Gojka-Alpa
*Ten przystojniak to Afir, zwany czasem Zdzisiem
![]() Wpadł do mnie krewny, a w każdym razie ktoś znajomy - pachniał jakoś swojsko. Dryblas* na powitanie nie bardzo zwrócił na mnie uwagę, a za to poszedł penetrować NASZ DOM! Dość szybko jednak przypomniał sobie kim jest i wrócił do mnie się przywitać.Potem nastąpiło wyczerpujące popołudnie wspólnych zabaw, ale i konkurowania o Ludzkie względy. Mimo to dobrze się przy nim czułam. Szczekam do Was wesoło... -Wasza Gojka-Alpa *Ten przystojniak to Afir, zwany czasem Zdzisiem Epizod 1 Kiedy przyjechała z Nim wieczorem, od razu poczuliśmy obcą i zaczęliśmy ją porządnie oszczekiwać. On nie zwracał na to uwagi, podczas gdy ona próbowała do nas przemawiać podniesionym głosem. Jednak kiedy obcy zagaduje, wzmaga to tylko naszą podejrzliwość, bo najczęściej czuć jego niepewność. Przecież nie potrafi użyć żadnych słów, które nam się z czymś kojarzą. Trzymała w ręku jakby kij, lecz nie wyglądało, aby potrafiła go użyć. On podał jej parę chrupek z kociej miski, jednak nawet to niewiele pomogło. Urania, kiedy tylko je przełknęła (a jakże), zaraz poczynała znowu wysoko ujadać. Cała reszta wieczoru i następny ranek upłynęły nam na oswajaniu się z obcą. Urania długo pilnowała jej wzrokiem, nawet z odległego kąta domu. Mnie łatwiej przekupić zabawkami - czy aby powinienem o tym wspominać - więc dość szybko zacząłem jej przynosić jakieś przedmioty do rzucania. W każdym razie, noc spędziliśmy z Nim, natomiast jej towarzyszyły Ryśka i Klara. Ryśka tak intensywnie grzebała w jej drobiazgach zostawionych na stoliku przy łóżku, że tamta próbując ją zgonić, zleciała na podłogę. Ja wolę kotom ustępować... Epizod 2 Odwoziliśmy ją w strugach deszczu. Mieszka w jakimś wielkim domu, a do jej miejsca wchodzi się po bardzo wielu schodach. Strasznie u niej ciasno: ciągle się na siebie wpada. A na spacer tylko na smyczy, wokół domu. Za to zapachów zatrzęsienie, a najciekawsze było takie miejsce, gdzie mocno czuć było ludzi, ich jedzenie, psy, koty, i jakieś ptaki. To było dosłownie kilka kroków ogrodzonych murkiem, a w środku pojemniki z tymi wszystkimi zapachami. Nie rozumiem, dlaczego mieliśmy stamtąd szybko iść. Epizod 3 Stoimy gdzieś, deszcz bębni o dach auta. Drzwi się otwierają i... Ona! Jak długo jej nie było! Wariactwo z samochodzie :) Dzionek wstał od razu ciepły i duszny. Uranka z ociąganiem zeskoczyła z pościeli, za to zaraz zaczęła kręcić tułowiem i popiskiwać w oczekiwaniu pieszczot. Po małych ceregielach, jakie On czyni co rano - coś tam odstawia, poprawia... - wybiegliśmy na dwór, gdzie po minięciu krawędzi cienia przylgnęło do nas nagrzane powietrze. Już parę razy o ostatnich śniegów wydawało mi się, że Uranii zbliża się rujka, ale nadal nic konkretnego nie potrafię wywnioskować z analizy jej siczków na trawie. Wciągam ich zapach przez nos, a potem faluję policzkami (ludzie tak robią, kiedy piją szczególnie smakujące im trunki), ale nadal odchodzę zawiedziony. Uranka sama też wraca do swoich śladów i wącha je w zamyśleniu. Tak było i tego ranka. Kiedy już cokolwiek najistotniejszego załatwiliśmy, w mig wróciliśmy na ocieniony taras. On nas wywabił idąc na dół, przed dom, ale do bramy nawet nie dotarliśmy. Tam zresztą od paru dni patrolują kury, dwie uciekinierki z sąsiedztwa. Chyba dojadły im tamtejsze koguty, które zbyt poważnie potraktowały jedną ze swoich ról. U nas tym zbiegom dobrze, bo spacerują sobie wzdłuż płotu i po co bardziej zarośniętych częściach podwórka. Raz je pogoniłem, ale jakoś słabo uciekały. Urania czasem powącha ich pomiot, ale też widać mało dziko jej to pachnie, bo wkrótce się oddala skubać trawę. Wróciliśmy do domu i w chłodzie trochę poszarpaliśmy się tym i owym, aby wkrótce znowu popaść w letnie odrętwienie. Wyrwała nas z tego po jakimś czasie wycieczka nad wodę. Pisałem już, że na drugie mam Wodnik? Może... Za to Urania zsuwała się do wody jeszcze ostrożniej, niż zwykle, choć za to potem zapychała jak szalona, wiosłując z taką siłą, że prawie pół gorsu miała nad jej powierzchnią. Po powrocie do domu wreszcie jedzenie. Uranka dużo szybciej uporała się ze swoją porcją. Dużo szybciej, niż wynikałoby z tego, że dostaje nieco mniej, bo jest mniejsza. Kiedy tylko skończyła, On zaczął przytrzymywać mi miskę - boi się, że Mała mi coś skradnie? Niepotrzebnie, bo przecież potrafię jej w razie czego kłapnąć przekonywająco zębami koło ucha. A ona i tak siada naprzeciw z delikatnie odwróconą głową. Do cierpliwych świat należy, bo kiedy wreszcie kończę, Uranka poleruje moją miskę językiem z każdej możliwej strony. Na dworze robiło się chyba właśnie najgoręcej, kiedy Ura i ja zapadaliśmy w słodką drzemkę. Po całym dniu snucia się po domu i posypiania wylatujemy z samochodu jak dźgnięte kijem. Polna droga jest całkowicie rozmiękła i nie wiadomo, czy wywijamy nogami na boki bardziej z radości, czy też z braku przyczepności do tej mazi. Uranka wpada w ten entlebucherzy amok, kiedy uszy, przylgnięte w biegu do łepetyny, jakby zupełnie znikają. Ja łapię trop - zwierzę pachnące niemal jak my, ale na pewno nie zaznało kontaktu z człowiekiem. Lecę jak szalony w koleinie wyjechanej w polu przez jakąś maszynę, a po drodze zbieram na szelki źdźbła rosnących tam roślin. Uranka też pojawia się z czołem udekorowanym jakąś trawą. Ten trop przewijał się do końca spaceru. Kiedy był już bardzo świeży, On dowołał nas stanowczo - ustąpiłem i spokojnie wróciliśmy do auta. On ma jeszcze mniejszą przyczepność. A może znaczył teren? W każdym razie wieczorem znalazłem w sadzie dwie wyryte w błocie długie kreski po jego stopach, no i ślad w trawie po walnięciu całą resztą. |
Quercus Niger
Hodowla psów rasowych entlebucher Miot A | Litter A | Wurf A Miot B | Litter B | Wurf B Miot R | Litter R | Wurf R
|