Dopiero po powrocie dostaliśmy śniadanie, a na nie między innymi antrykot. Po wylizaniu misek jeszcze długo siedzieliśmy przed lodówką, wpatrując się w jej drzwi. To za nimi zniknęła reszta mięsa.
Rano pojechaliśmy do miasta. Najpierw była krótka wizyta u weterynarza, ale z wyjątkiem ważenia nic nam nie robiono. Byliśmy pierwszymi klientami tego dnia, więc jeszcze nie było czuć świeżego zapachu przestraszonych zwierząt i nawet Urania nie chciała wychodzić zaraz po wejściu. Po ważeniu On jeszcze przez jakiś czas rozmawiał z weterynarzem – ciekawe, co z tego wyniknie. Przeczuwam, że wpadniemy tu jeszcze parę razy w najbliższym czasie.
Dopiero po powrocie dostaliśmy śniadanie, a na nie między innymi antrykot. Po wylizaniu misek jeszcze długo siedzieliśmy przed lodówką, wpatrując się w jej drzwi. To za nimi zniknęła reszta mięsa. Objawy rujki ustąpiły, zatem Urania i ja wróciliśmy do zwykłych zainteresowań: wspólnej zabawy ze sporą dawką kontrolowanej przemocy, jedzenia, poprzedzonego oczekiwaniem na nie w stosownym skupieniu, no i oczywiście wypoczynku. Pracy jest mało, ot tylko od czasu do czasu jakieś maszerowanie przy nodze i zatrzymania. Na prawie całym podwórku zalegają resztki śniegu, który rano jest zamarznięty, twardy i śliski. W miejskim parku też jeszcze przeważa biel, a tam gdzie znikła, robią się zimne kałuże, które po pierwszych przykrych doświadczeniach staramy się przeskakiwać. Wzrosła aktywność naszych i sąsiedzkich kotów: Znowu znoszą martwe myszy i zaczynają prowadzać się parami. O końcu rui świadczy też zmiana zachowania naszego sąsiada zza siatki, Kilera. Powrócił do uganiania się z Uranką wzdłuż ogrodzenia z głośnym szczekaniem; przynajmniej do momentu, kiedy któreś z nich zostanie odwołane. A w czasie rui, jak to facet, stał z niby-refleksyjnym wyrazem pyska i łapał nosem wiatr od strony suki. To już wszakże za nami. >> Galeria Pani UraniiSrogie dla mnie nastały terminy. Na początku rujki Uranii to ona była niezmiernie natarczywa, a ja jeszcze wciąż bardziej zainteresowany zabawą, niż suczką. Przed paroma dniami, około wieczora, jakby ktoś przestawił mi zworkę w mózgu: począłem uganiać się za nią z popiskiwaniem. Od tego czasu ekscytacja nie opuszcza mnie niemal ani na moment. Na dowód wyobraźcie sobie, że wczoraj oderwałem się trzy razy od śniadania i z oklejonym twarogiem nosem pobiegłem do Niego wyżalić się na swój stan. W końcu nie wylizałem miski, tylko znowu zacząłem krążyć odurzony sygnałami wysyłanymi przez organizm Uranii. Dziś któryś już dzień z rzędu obcowaliśmy ze sobą na pierwszym porannym spacerze, a On, gdy już staliśmy się nierozłączni, chyba z powodu zaczynającej się zadymki, zabrał nas powoli do domu. A na początku był taki ostrożny i przestraszony! Chyba przekonałem go pokazując, że jestem w tym stanie nawet wlec, nie spiesząc się, suczkę po podłodze. Wot, maładiec! *** W związku z naszymi wysiłkami prokreacyjnymi, udało nam się przypadkiem nawiązać kontakt z dziadkiem Uranii - na zdjęciu on: -- Elio vom Schärlig W roziskrzone odbitymi od śniegu promieniami słońca południe wybraliśmy się na długi spacer – tylko On i ja. One zostały w domu doglądać ognia w kominku. Wreszcie mogłem biec przed siebie ile sił, węsząc i wypatrując dokoła. Gdy wróciliśmy, Uranka wystrzeliła nam naprzeciw z tylnych drzwi i od razu rzuciła się do zabawy ze mną. On obrał nam z kory i kolców akacjowy kijek i zajmował nas nim jeszcze przez kwadrans. W końcu Urania podzieliła kij zębami na parę części i garść wiórów, więc skierowaliśmy się do domu. Oni zasiedli w kuchni, aby o czymś rozmawiać, a narzeczona tymczasem poczęła mnie kusić, wodząc mi przed nosem swoją zgrabną kibicią. Nie potrafiłem nie ulec, ale po chwili zsunąłem się z niej, bo Oni przerwali rozmowę. Po co się tak stresują? Jednak znowu zaczęli mówić, więc po chwili byliśmy już zakleszczeni. Wszystko odbyło się podobnie, jak poprzednio, a śpiąca o krok obok kotka Klara nawet nie raczyła się przebudzić. Za drugim razem Urania zachowywała się po wszystkim zupełnie spokojnie i leżąc obok mnie pielęgnowała sobie łono. Wczoraj, mniej więcej godzinę po kolacji wyszliśmy na dwór. Jest trochę świeżego śniegu, więc kiedy On zajmował się swoimi sprawami, my sprawdzaliśmy różne kąty ogrodu w poszukiwaniu świeżych śladów innych zwierząt. W końcu on usiadł na tarasie, a my poczęliśmy się bawić na śniegu w kręgu padającego od lampy tarasowej światła. Uranka była niezmiernie zalotna: przypadała piersią do ziemi, wypinając przy tym zadeczek, po czym zaczynała podskakiwać wokół, odbijając się ze wszystkich czterech łap, aby po kilku takich podskokach zamrzeć, stojąc do mnie bokiem z uniesioną głową i odsuniętym ogonkiem.
Polizałem ją spokojnie, a potem wspiąłem się na nią próbnie. Uranka stała bez ruchu, wcale nie próbując się odgryzać. Za pierwszym razem jedak mi się nie udało, więc ona powtórzyła swoje zaloty. Po chwili spróbowałem jeszcze raz, ale po chwili znowu zeskoczyłem, nie odstępując jej już jednak i cały czas wodząc za nią nosem. Kiedy zatrzymała się bliżej tarasu, wspiąłem się na jej grzbiet ponownie, a wkrótce już poprawiałem się w niej pracując trochę zadnimi łapami. Kiedy się zakleszczyliśmy, sprawnie się odwróciłem, przy czym Niusia trochę się przestraszyła. Ale On podszedł i przytrzymał nas za obroże, co ją stopniowo uspokoiło. Potem drugi raz zaczęła się niecierpliwić, kiedy zakleszczenie już mijało, ale po chwili byliśmy wolni i wbiegliśmy do domu, gdzie okazało się, że Ona już na nas czekała ze smakołykami. Nasza pierwiastka przeżyła wszystko dużo bardziej, niż ja. Ja jeszcze tylko wylizałem się co nieco, napiłem się solidnie wody, po czym ułożyłem się do drzemki na podłodze w salonie, podczas gdy ona długo jeszcze kręciła się podekscytowana, skarżąc się trochę na swój zmieniony stan. Urania już regularnie odwodzi ogonek, kiedy tylko wykażę nim zainteresowanie. Mach w lewo, w prawo, w górę. Rano na śniegu zaczepiała mnie bardzo natarczywie, więc troszkę z nią pograłem wstępnie. Szczegółów gier nie podam, ale ona na pewno jest jeszcze niegotowa!
Ze względu na mrozy mniej wychodzimy na dwór. Rano On rozpędził się, włożył nam uprzęże, zarzucił plecak, uruchomił samochód, poskrobał trochę szyby i... wróciliśmy do ogrodu za domem. Bawiliśmy się jak zwykle, ale oczywiście tam nie ma tyle miejsca do rozpędzenia się, jak choćby w parku, więc ja kompensuję to sobie, przelatując przez linię krzewów jak bomba i chowając się na chwilę z aportem pod świerkami. Urania w czasie jednego mojego cyklu aportowania robi dzięki temu trzy swoje.
Mimo zmniejszonej ilości ruchu, w domu jestem mniej namolny wobec Nich, niż zwykle. Poza okresami aktywnej zabawy, jedzenia (i oczekiwania na nie w milczącym skupieniu) Urania i ja albo leżymy obok siebie, albo zajmujemy się sobą niespiesznie, a to przy pomocy nosa, a to języka. Prawie w ogóle spontanicznie nie wdajemy się w swoje zwykłe trochę brutalne przepychanki i gonitwy. Cisza. Na razie wszystko jest prawie po staremu. Rano, kiedy Uranka podniesie się z legowiska, ja podchodzę i pochylam się nad nim z należną uwagą. Na dworze, kiedy tylko ona załatwi małą potrzebę, korzystam z okazji, chwytam świeży zapach i poruszam policzkami w zamyśleniu, jak sommelier kosztujący starego burgunda. A teraz właśnie ona obwąchała mi klejnoty i tak smakuje to, co schwytała, że aż porusza jej się skóra z tyłu głowy.
Poza tym jednak bawimy się, czy śpimy lub jemy obok siebie, jak każdego innego dnia. Kiedy nadarza się okazja, ona leci do naszego sąsiada – ONka o słodkim imieniu Killer – i prowokuje go do uganiania się wzdłuż płotu. Wspinam się na nią chyba nawet rzadziej, niż zwykle i chociaż nie broni mi wsadzić sobie nosa pod ogonek, na pewno nie jest jeszcze gotowa. Poczekam. Tam, gdzie ona nasiusia, ja zaraz sprawdzam, a potem zaznaczam po swojemu. Po powrocie z dworu do ciepłego zapach od razu uderza mnie mocniej i szybko wtykam jej nos pod ogon. Dziś na podłodze w sieni zostawiła parę czerwonych kropek i jeden włosek (oprócz setek innych, które rozsiewamy po całym domu). Już niedługo będzie gotowa - byle tylko Oni nie zmuszali mnie do wzięcia przed wszystkim prysznica. |
Quercus Niger
Hodowla psów rasowych entlebucher Miot A | Litter A | Wurf A Miot B | Litter B | Wurf B Miot R | Litter R | Wurf R
|