Notes Cyrusa
  • Dziennik
  • Szczeniaki|Pups|Welpen
    • Szczeniaki - Miot R
    • Puppies - Litter R
    • Welpen - Wurf R
  • Dossier
  • Linki
  • Kontakt

Raj dla turysty?

13/9/2017

 
To opowieść o naszej przecudnie zielonej okolicy, a ściślej o rozciągającym się nieopodal lesie i jego urokach. To on stanowi najczęstszy cel naszych codziennych spacerów przynajmniej od wiosny. Dawniej ograniczaliśmy się tylko do przechadzek głównym duktem wiodącym od parkingu na skraju naszej wsi, ale przez ostatnie miesiące znacznie poszerzyliśmy zakres swoich penetracji. Ukazały się nam nowe ścieżki i przełaje nieznane, miejsca podmokłe, albo przeciwnie suche i oznajmiające każdy krok trzeszczeniem ściółki. Zwierzęce tropy kluczące po grzbietach pagórków i jakieś tajemnicze doły rozmaitej wielkości, niektóre wypełnione starą wodą, w której z rzadka, a może nawet nigdy nie przegląda się słońce.

Nie jeździmy tylko nieopodal, ale czasem po trochę dłuższej jeździe zapuszczamy się w ten sam las (bo przecież jednak nie knieję) z innej strony. Trudno znaleźć w nim miejsce, gdzie od wielu dni nie przejeżdżał ciągnik, albo przynajmniej rower, chociaż jest to możliwe. Są nawet takie miejsca, gdzie wieczorem nie słychać odgłosów żadnej pobliskiej wsi – ujadań psów, warkotu pił czy kos mechanicznych, ani melodii współczesnej muzyki ludowej. Tylko czasem krzyk dzięcioła, sójki, albo odgłosy mniejszych ptaków krzątających się w gałęziach drzew mącą trochę niesamowitą ciszę.

Ta pamiętna do dziś wycieczka rozpoczęła się od utwardzonej drogi, po obu stronach której rozciągał się to gęsty młody las, to paprociowe zarośla niespotykanej wielkości. Pierwsza niespodzianka czekała nas, kiedy droga przeistoczyła się w ścieżkę biegnącą u stóp niewielkiego nachylenia, a przed nami ukazał się niemal przesmyk tej ścieżki między dwoma małymi budynkami. Budynkami zatopionymi w tej chwili w głąb lasu. Jeden wyglądał na zrujnowane zabudowanie gospodarcze, a przeciwległy na dom, z zawartymi okiennicami, ale zamieszkały. Właśnie go mijaliśmy, kiedy od środka zachrzęścił klucz i ukazał się w nim dorodny, zaspany i potargany młodzieniec, a za nim niewielki piesek o wyglądzie niezmiernie ciętym. Zanim zdążyliśmy zareagować, zbity naszym widokiem z tropu młodzieniec mamrocząc coś podniósł pieska. On zamienił z tamtym parę słów i wydał nam polecenie nie zatrzymywania się dłużej.
Obraz
Miejsce naszego spotkania uwiecznione 100 lat wcześniej: Die Pogarth Muehle/Carl Drechsel
Cóż było czynić: Uranka z Bubu postukali pobieżnie nosami w puste miski tamtego pieska stojące przed progiem i ruszyliśmy w dalszą drogę. Wkrótce za leśnymi zabudowaniami szlak przeciął wąwóz z najprawdziwszym kamienistym strumieniem na dnie. Przebyliśmy go mocząc łapy i popijając wody, wdrapaliśmy się na przeciwległe zbocze (On rzecz jasna z największym trudem), aby wkrótce znaleźć się nad coraz bardziej wcinającym się w nie jarem. Wtedy coś na dole bądź przeciwległym brzegu zaciekawiło Urankę na tyle, że ignorując Go całkowicie zbiegła na dół i tam wszczęła tropienie. Ślad jednak bądź to nie był dość atrakcyjny, bądź świeży i Urania jednak zdecydowała się wrócić do nas i na szlak. Bubu i ja, jako poruszający się na uwięzi, musieliśmy poprzestać na zdalnym węszeniu… Nuda.

Droga powrotna wypadła nam po własnych śladach. Zauważyłem, że od jakiegoś czasu On ostrożniej wybiera trasy, a w szczególności często wracamy tą samą drogą. To może mieć związek z przeszłymi wypadkami, kiedy w upale lub zapadającym zmroku wędrowaliśmy coraz żwawiej po lesie najwyraźniej nie mogąc natrafić na miejsce, w którym został nasz samochód.

Chodzenie po własnych śladach niesie jednak pewne stałe ryzyko, które zmaterializowało się teraz. Gdzieś za drzewami opodal owego podwójnego zabudowania z pieskiem i rozczochrańcem, musiało być jeszcze jedno obejście, a z niego po naszych śladach nadszedł, jakże inaczej, kolejny terierkowaty piesek. Zastaliśmy go przy obsikiwaniu z namaszczeniem naszych śladów, wobec czego Uranka natychmiast pobiegła interweniować. Kundel zrobił w tył zwrot i skierował się do siebie, a Uranka naturalnie za nim i po chwili znikali w gąszczu. Po niejakim czasie z tamtej strony doszło nas donośne i niskie szczekanie z pewnością nie należące do żadnego ze zwierząt, które dotąd widzieliśmy. Teraz mogliśmy obserwować żwawy powrót Uranki, dla odmiany goniącego ją kundelka, a w końcu z zieleni wychynęła przyczyna rejterady Uranki, czyli jakby prosto z serialu wyjęty komisarz Alex.

Ten ładny młody owczarek stracił jednak rezon na widok dwóch dodatkowych psów i przymocowanego do nich człowieka. To starczyło, aby Urka znów uzyskała przewagę nad kundelkiem, który skowycząc pokazał brzuch. Wtedy Alex wsparł się łapami na małym wzgórku ziemi i huknął prosto w nos Bubiemu, który stał bliżej, na co Bubi nie namyślając się dziabnął go od dołu w pysk krótkim kłapnięciem. I chyba dotkliwym, bo Komisarz postanowił zakończyć na tym swoją znajomość z nami i za moment za nim i jego mniejszym kompanem zamknęły się krzaki.

Ja nie wziąłem czynnego udziału w tym spotkaniu, a On, nie czekając nawet aż uda Mu się rozplątać nasze pogmatwane teraz linki, pociągnął nas w dalszą drogę. Czułem, że wszystko przebiegło za szybko, aby zdążył się porządnie zdenerwować. A może gdybyśmy troszkę poczekali, nadbiegłby trzeci, partner dla mnie?

Elegancko

27/7/2017

 
Wleźliśmy na górę Borówkową. Niby nic, ale z Przełęczy Lądeckiej ponad dwieście metrów podejścia. Psy naturalnie zadyszki nie dostały i cały czas napinają linki, chociaż w drodze pod górę nie spotykamy żywej duszy. Chyba z powodu pogody: niemal cały czas przepływają nad nami chmury i siąpi gęsta mżawka. Szlak prowadzi na przemian raz po stronie polskiej, a raz czeskiej, co zresztą częściowo dokumentują mniejszej lub większej tuszy słupki graniczne pochodzące z różnych czasów. Kiedyś chodzenie sobie bezkarnie po granicy państwa wywoływało dreszczyk emocji z powodu robienia czegoś normalnie niedozwolonego – powód emocji trudny w tej chwili do wyobrażenia.

Na szczycie spotykamy tylko parę z czarnym kundelkiem, ale Cyrus i Bubu na wszelki wypadek lądują przywiązani do słupka (z herbami Lądka i Javornika), dzięki czemu parka ma od nas spokój. Wokół niezmiernie elegancko: nowiuteńka wieża widokowa – chwilowo ze względu na aurę bezużyteczna, kilka identycznych zadaszeń, każde ze stołem i parą ławek, wspominkowe zdjęcie z prehistorycznych czasów, mini kapliczka ku pamięci księdza miłośnika Świętego Huberta, kiosk gastronomiczny, również z oczywistych względów zamknięty, a wreszcie krótki rys historyczny dotyczący Borówkowej i okolicy sprzed stu lat, rzecz jasna z dużą ilością niemieckich słów. Wynika z niego, że mieszkańcy tych elizejskich okolic zajmowali się wówczas głównie krzewieniem turystyki. Wprawdzie w międzyczasie różne rzeczy się porobiły, ale rys o tym już nie wspomina.

Pozdrawiamy się z sympatyczną czeską parą na pożegnanie, przy czym Uranka otrzymuje przywilej ostrzegawczego podbiegnięcia i oszczekania ich, co zostaje przyjęte ze zrozumieniem. Następnie ruszamy za nimi w drogę powrotną w bezpiecznej już odległości (kundelek) w gęstniejącym na powrót deszczu. W międzyczasie parking na przełęczy zapełnił się podobnymi do nas desperatami, a może tylko zmotoryzowanymi poszukującymi toalety.

Spacery jak ten są niezmiernie pożyteczne. Psiury, chociaż odpoczęły w samochodzie w ponadgodzinnej drodze powrotnej, to jednak po uporaniu się z kośćmi, a niedługo potem i kolacją, nie przejawiały już ochoty na harce po domu za drażniącymi je kotami. Rozlokowaliśmy się na sofach spełnieni fizycznie i intelektualnie.
Obraz

Wycieczka

1/7/2017

 

Znów

30/7/2016

 

W-w Opatowice

23/8/2015

 
Nie jest bardzo gorąco. Asfaltowa, a potem szutrowa droga prowadzi nas do kanału. Tu trzeba się zatrzymać. Po obu stronach trochę ludzi z rowerami – przypatrują się, ale tylko nieliczni nam. Reszta przygląda się wodzie poniżej. Przez kładkę [wrota śluzy] nad kanałem przechodzimy pojedynczo. Na środku ja trochę się waham – szpara wystarczająco szeroka, aby wpadła w nią łapa. Lecz po chwili idę dalej. Urania, a za moment Bubu, przechodzą bez żadnego zastanowienia i dołączają do mnie, czekającego przypiętego do barierki nad kanałem. Dalej idziemy wzdłuż wody, mijając parę ludzi siedzących na brzegu. Przysiedli przy kupce rozsypanych rozmaitych śmieci – widać też lubią sobie w nich powęszyć, ale na razie udają, że zajmuje ich co innego… Do wody schodzimy wyjątkowo ostrożnie: Brzeg jest omurowany kamieniem i zaledwie w jednym miejscu do wody prowadzą strome i śliskie od porostów schody. Pływam pierwszy, aportuję moje plastikowe śmigło i gramolę się po schodach. Uranka jeszcze czeka na swoją kolej, a w międzyczasie pływa Bubu. Kiedy przychodzi czas na Urkę, ona wraca wcale nie do schodów, ale próbuje się wdrapać po stromej kamiennej skarpie. Wspina się za połowę, ale potem trawersuje do Niego stojącego po kostki w wodzie na schodach. Kiepskie pływanie, ale chociaż trochę się schłodziliśmy. Czas na wycieranie grzbietów o trawę…

To nie koniec. Trochę marszu na smyczach i przed nami otwiera się płaska, rozległa i zadziwiająco świeża łąka. Środkiem przecina ją ścieżka, którą co i rusz przejeżdżają ludzie na rowerach, a poza tym nie ma nikogo. Tylko Oni i my. Hasamy beztrosko. Bubu jak zwykle markuje odgryzanie ucha Uranii, po czym sytuacja się odwraca. Do mnie nie mają takiej śmiałości, więc mam święty spokój. Po chwili śmigamy za aportami, tym razem przez suchy żywioł trawi chwastów. Jest po prostu akuratnie, wieje lekki i niezbyt gorący wietrzyk. Każde z nas pracuje z zabawką na swój sposób: ja kombinuję, markując oddawanie aportu, aby w ostatniej chwili wykonać zwód, Urania skupiona co do milimetra, a Bubu lata od Sasa do lasa, bo musi przebiec wielokrotność dystansu każdego z nas, aby poczuć choć trochę zmęczenia. Potem pijemy i odpoczywamy w cieniu tarniny. Bubu wraca na smyczy – jeszcze całkiem nie powściągnął namiętności do ganiania rowerzystów.
Opatowice

Znad Bałtyku

10/8/2014

 

Łzawo się zrobiło na chwilkę

25/11/2013

 

Zmiany

27/8/2013

 
Picture
Dość późnym rano to On wyszedł dziś pierwszy z domu. Mimo, że okno w sypialni było otwarte w nocy, o świcie nie obudziło nas rozśpiewane ptactwo, jak to miało miejsce co dnia jeszcze wczesnym latem. Teraz o brzasku panuje cisza, którą przerywa co najwyżej jakiś pojedynczy ptaszek, zadomowiony w naszym ogrodzie i chyba na razie nigdzie się nie wybierający.

On krzątał się za domem, co wzbudziło Uranii i moją ciekawość do tego stopnia, że zrzuciwszy z siebie resztki snu, zajęliśmy swoje najdogodniejsze miejsce obserwacyjne przy drzwiach tarasowych. On poszedł w jedną stronę ogrodu, następnie wrócił na taras, potem, jeszcze raz gdzieś na chwilę się oddalił, ale wreszcie spostrzegł nas za szybą i kiwnął głową. W te pędy pobiegliśmy do drzwi prowadzących na ogród, które On właśnie w tej chwili odmykał.

W szafie na tarasie są nasze zabawki, więc natychmiast tam skierowałem wzrok, aby nie było wątpliwości, co teraz powinno nastąpić. On najpierw chwycił frisbee, ale po chwili na czole zarysowała mu się zmarszczka, po czym odłożył krążki i wybrał piłeczki. Potem powstrzymał nas komendą siad-zostań, a sam poszedł w głąb ogrodu, na górkę, co oznacza, że zaczniemy od poszukiwań piłek schowanych w roślinności. Ale tego odbyły się tylko trzy rundy, a potem jednak wróciliśmy po frisbee. Urance rzuca się teraz jej naleśniczka niezbyt daleko, bliżej ziemi, więc nie musi podrzucać swoim rozdętym kałdunkiem zbyt wysoko, aby go dopaść. Gdy to już nastąpi, Suczka karnie wraca wywijając tą gumką do Niego, ale zawsze w ostatniej chwili mierzy się z dylematem, czy bardziej ją oddać, czy też bardziej już na zapas biec, aby schwycić ją znowu.

Ja natomiast dostałem nowe frisbee: dużo lotniejsze od tych pancernych dysków, których zwykle używamy i nie obijające mi tak zębów. Wymaga często dużo energiczniejszych wybić, ale chwytam je z przyjemnością w znacznie dziwniejszych pozach, niż kiedykolwiek wcześniej mi się to udawało. Za to kiedy raz zabrałem je pod krzak tarniny i począłem miętolić i dziurawić, bardzo łatwo ustąpiło pod zębami, a po powrocie do Niego wyczułem brak aprobaty. Teraz staram się, chociaż to niezmiernie trudne, za każdym razem wracać do niego zaraz po pochwyceniu aportu. Właściwie to niemal zaraz, to jest po chwyceniu frisbee biegnę jednak jeszcze tryumfalnie do naroża ogrodu, okrążam rosnącą tam ostatnią sosnę i dopiero w swobodnym, rozciągniętym galopie wracam do niego.

Tej zabawy było akurat na tyle, aby pobudzić nas do uporania się zaraz z po jej zakończeniu z potrzebami fizjologicznymi. Ja długo stałem po krzakiem derenia z uniesioną nogą, a Uranka przykucnęła w skupieniu w jednym ze swoich ulubionych miejsc, po czym odchodząc, zarysowała energicznie na ziemi pazurami kreski wskazujące, gdzie pozostawiła swoje znaki. Zasłużyliśmy na porannego drinka z kranu pod krową...

Picture

Urania, naturalnie przypadkiem, prezentuje w pełni swój stan przygotowań na przyjęcie maluchów

Foczka

17/8/2013

 

    Quercus Niger
    Hodowla psów rasowych entlebucher

    Miot A  |  Litter A  |  Wurf A
    Miot B  |  Litter B  |  Wurf B
    Miot R  |  Litter R  |  Wurf R


    Autor

    Nazywam się Cyrus i jestem zantropomorfizowanym psem rasy entlebucher, co zresztą pchnęło mnie do prowadzenia dziennika. Jednak najwięcej ciągle we mnie jest z psa.
    Mieszkam z młodszą koleżanką, która ma na imię Urania, oraz dwójką Ludzi.

    Archiwa

    Listopad 2017
    Październik 2017
    Wrzesień 2017
    Lipiec 2017
    Kwiecień 2017
    Marzec 2017
    Luty 2017
    Styczeń 2017
    Grudzień 2016
    Listopad 2016
    Wrzesień 2016
    Sierpień 2016
    Lipiec 2016
    Czerwiec 2016
    Maj 2016
    Kwiecień 2016
    Marzec 2016
    Luty 2016
    Styczeń 2016
    Grudzień 2015
    Listopad 2015
    Wrzesień 2015
    Sierpień 2015
    Maj 2015
    Kwiecień 2015
    Marzec 2015
    Luty 2015
    Styczeń 2015
    Grudzień 2014
    Listopad 2014
    Październik 2014
    Wrzesień 2014
    Sierpień 2014
    Lipiec 2014
    Czerwiec 2014
    Maj 2014
    Kwiecień 2014
    Marzec 2014
    Luty 2014
    Styczeń 2014
    Grudzień 2013
    Listopad 2013
    Październik 2013
    Wrzesień 2013
    Sierpień 2013
    Lipiec 2013
    Czerwiec 2013
    Maj 2013
    Kwiecień 2013
    Marzec 2013
    Luty 2013
    Styczeń 2013
    Grudzień 2012
    Listopad 2012
    Październik 2012
    Wrzesień 2012
    Sierpień 2012
    Lipiec 2012
    Czerwiec 2012
    Maj 2012
    Kwiecień 2012
    Marzec 2012
    Luty 2012
    Styczeń 2012
    Grudzień 2011
    Listopad 2011
    Październik 2011
    Wrzesień 2011
    Sierpień 2011
    Lipiec 2011
    Czerwiec 2011
    Maj 2011

    Kategorie

    Wszystkie
    Budowa
    Champion
    Ciąża
    Ciąża
    Cieczka
    Człowiek
    Człowiek
    Dieta
    Dom
    Dzień
    Gwiazdka
    Instynkt
    Jedzenie
    Jesień
    Jesień
    Kojec
    Kość
    Kot
    Kropelki
    Krycie
    Lato
    Miasto
    Mysz
    Noc
    Ogród
    Ogród
    Park
    Pies
    Pływanie
    Pływanie
    Podróż
    Podróż
    Poranek
    Ptaki
    Rodzina
    Ruch
    Rujka
    Szczeniaki
    Trawa
    Upał
    Urodziny
    Weterynarz
    Wielkanoc
    Wieś
    Wieś
    Wiosna
    Woda
    Wystawa
    Wzorzec
    Zabawa
    Zabawka
    Zima
    Zwyczaj

    Kanał RSS

(by Entlebucher Cyrus)