Wyprawy do miasta najczęściej odbywam sam. Oczywiście zawsze towarzyszy mi przynajmniej jedno z Nich, ale Urankę i Cyra pozostawiamy za sobą wyglądających przez okno tarasu w domu. Trzeba przyznać, że zwłaszcza bez towarzystwa Cyra, dużo większą uwagę zwracam na to, czego Oni ode mnie oczekują. Tak jak wczoraj, kiedy wybraliśmy się spokojną żwirową alejką na smyczowy spacer. Na przyległym do alejki wale też biegła ścieżka, a po niej co jakiś czas w jedną czy drugą stronę przemykał rowerzysta. Nasi wiejscy cykliści to albo dorośli ludzie niespiesznie udający się gdzieś a przy tym często obładowani jakimś ładunkiem lub z przewieszonym przez kierownicę narzędziem. Albo dzieci: bezładnie jeżdżące w tę i z powrotem i pokrzykujące do siebie. Miejscy jeździli równym tempem, w ciszy i bez ładunku; ich rowery nie wydawały najmniejszego skrzypnięca. Prawdopodobnie tropią w ten sposób jakąś zwierzynę, bo przecież ludzie piechotą nie mogliby dogonić żadnej zdrowej czworonożnej istoty... Rowerzyści bardzo mnie irytują, ale Oni starają się, abym przestał na nich zwracać uwagę. Pewien starszy pan zatrzymał się opodal nas na swoim pojeździe, podziwiając widok ze skarpy na kanał w dole i przeciwległy brzeg. Zasygnalizowałem Im szczekaniem, że lepiej nie przebywać zbyt blisko podejrzanego osobnika, a tymczasem Oni jeszcze się do niego zbliżyli, a On nawet dał panu parę drobnych smakołyków. Kiedy pan wyciągnął do mnie rękę, jedzenie wziąłem, przełknąłem, ale po chwili znów zaproponowałem, abyśmy odeszli. Ludzie pozdrowili się, a rowerzysta ruszył dalej. Rzecz jasna napotykaliśmy też psy. Wszystkie spotkania przebiegły w spokojnej atmosferze pomimo plączących się smyczy i ograniczonych możliwości wzajemnych badań i zabawy. Najkrótsze były te, podczas których od opiekunów psów emanowała niechęć wynikająca ze wszystkich ich uprzednich niemiłych doświadczeń interakcji pupila z obcymi psami. Wtedy ledwie dawałem radę obwąchać oba końce ciała mojego pobratymca. Kiedy tamci ludzie byli bardziej otwarci, nam psom umożliwiało to nieco dłuższe tete-a-tete. Najprzyjemniej przebiegło spotkanie z rudą seterzycą, jeszcze dość dziecinną i nie całkiem świadomą jak nieplatoniczne zainteresowanie jej okazywałem... Tak, psy miejskie też bardzo się różnią od mijanych w pobliżu wiejskich domostw. Ja, przynajmniej na razie, mam pewne rozdwojenie jaźni: pod naszą bramą poujadam na przechodzącego po łuku pijaczka lub dziki krzątające się po nocy w kukurydzy. Ale kiedy się skupię, to nawet chodzę na luźnej smyczy po parku albo zaczepiam obcych, nadstawiając im brodę do pieszczot. Trzeba się starać przystosować. Mój mentor i najlepszy kolega: Cyrus |
Quercus Niger
Hodowla psów rasowych entlebucher Miot A | Litter A | Wurf A Miot B | Litter B | Wurf B Miot R | Litter R | Wurf R
|