Na zdjęciu Gojka (Alpa) i jej dawna, dawna, daaaaawna Pancia, która wpadła w odwiedziny, żeby się z nią pobawić. To przecież nie będzie o mnie, tylko o Urance. Zatem wyobraźcie sobie, że wychodzimy na taras, a tam oczywiście śnieg. Ale czy nie można na rozwój wypadków oczekiwać w ciszy, tylko zamiast tego natychmiast rozwierać paszczę i dźwiękować, poganiając Człowieka do akcji? Ja sobie drepczę wkoło i obserwuję ruchy miotły albo szufli do śniegu i w momencie, kiedy jego porcja znajduje się w powietrzu, strzelam za nią. Urania nie ma na to czasu, gdyż jest zbyt pochłonięta szczekaniem. Ewentualnie w momentach ekstremalnego napięcia łapaniem mnie za pięty, bo ja, w przeciwieństwie do śniegu, zawsze jestem pod zębem. Mną chwilami też potrafi owładnąć w związku ze śniegiem nadmierna ekscytacja, ale cały czas przeżywam ją w ciszy. W najgorszym wypadku schwycę w zęby szuflę, kiedy zbyt długo nie ma śniegu do łapania, a potem krążę dalej. Albo weźmy takie stacjonaty. Siedzimy przed pierwszą. Jej się buzia nie zamyka, taka jest pobudzona. Dobrze, że jeszcze zwraca uwagę na twarz Człowieka. Wystarczy najmniejszy wyzwalacz, a Mała już leci: hop, hop, ewentualnie łapie rzucone frisbee, szybko odnosi, leci na miejsce startu i już daje głosem znać, że życzy sobie powtórki. Teraz jest dużo śniegu, więc jest z nią trochę spokoju, kiedy dostanie coś do zakopywania. To może być dowolny przedmiot, na przykład bieżący (to znaczy znajdujący się w bieżącym użytku) kij). Rzuca go sobie na śnieg i zaczyna zagarniać energicznie pod siebie przednimi łapami, cofając się coraz bardziej. Może suki tak mają i jest to jakieś odległe wspomnienie moszczenia gniazda? Mnie też zdarza się „kopać”, ale nigdy nie spulchniam przy tym tak wielkich połaci śniegu... No a teraz jest chwila spokoju, bo poszła odpoczywać. Mruczy przez sen i tylko co jakiś czas otwiera półprzytomne oczy. Śnieg wali drugi dzień, a przy karmniku pojawiły się trzy kosy. Jeden, bardziej bojowy, rozstawia po kątach dwa pozostałe. Ale nie traci przy tym nic ze swojej kosiej gracji. Zdjęcie Afira zamieszczone obok ma niewiele wspólnego z historią, która znalazła się poniżej. Ale Junior, chociaż sam nie czyta, jest widocznie zafrapowany przewracaniem kartek *** Juniora spotkaliśmy tym razem na jego terenie. W każdym razie było tam sporo jego zapachu we wszystkich kątach, choć jeszcze mocniej czuć było innym psem - suczką, która okazała się być stateczną i pulchną damulką niewielkich gabarytów. Ona zresztą nie przejawiła większego zainteresowania naszą wizytą i po początkowym zdawkowym powitaniu, znikła gdzieś w głębi domu. Oni usiedli w najważniejszym miejscu każdego ludzkiego mieszkania - tym pomieszczeniu, gdzie przygotowuje się posiłki. Zawsze czułem, że podstawowego sprytu im nie brakuje. Kiedy co jakiś czas otwierała się owa szafka, gdzie trzyma się zimne jedzenie, z Uranią zajęliśmy natychmiast miejsca przy niej. Na początku ludzcy gospodarze udali, że nie rozumieją, o co nam chodzi, a On w końcu odwołał nas i kazał warować przy Nich. To było jednak wręcz niemożliwością wytrzymać, bo po całej izbie rozchodziły się różnorakie zapachy strawy, a Junior wyłaził w tym czasie ze skóry, żeby się przy nas afiliować. Jego zapach był jakby znajomy, ale i tak parę razy kłapnąłem na niego ostrzegawczo, kiedy stawał się zbyt natarczywy. A on niezrażony, przypadał przed mną na przednich łapach, od czasu do czasu sprzedając liza w spód mojego pyska, a pewnym momencie przewrócił się przede mną na grzbiet. Dogadywaliśmy się niemal bez żadnego dźwięku. Z Uranią było inaczej - jej wrodzona niechęć do "obcych" psów na razie przeważała. Pani Juniora w pewnym momencie jednak zorientowała się po co przyszliśmy (a może Oni jej wreszcie powiedzieli) i wyjęła z lodówki pachnący kąsek. Posadziła naszą trójkę przed sobą i zaczęła karmić jego kawałeczkami. Juniorowi chyba trochę zakręciło się w głowie od atrakcji i nadmiaru komend, bo na raz na Siad przerolował się przez grzbiet, ale potem już odzyskał równowagę umysłową i spokojnie konsumował łakocie. Niestety, po jakimś czasie musieliśmy iść. Nie było to do końca takie nieprzyjemne, bo okazało się wyjściem na wspólny spacer. Pan Juniora ćwiczy z nim dyscyplinę chodzenia przy nodze, więc trochę spowalniało to marsz, ale nie wyczuwało się specjalnie niczyjego niezadowolenia. Na usprawiedliwienie J. należy wspomnieć, że mijaliśmy pod drodze psy ujadające mniej lub bardziej smutno za ogrodzeniami, a mimo to u niego wzbudzające młodzieńczą ciekawość. Wkrótce jednak dotarliśmy na pokrytą rozmiękłym śniegiem łąkę nad rzeką, na której nareszcie puszczono nas luzem. Niezamarznięta i dość wartko płynąca rzeka okazała się dla Juniora sporą atrakcją, bo wielekroć zbiegał nad nią wyraźnie zaciekawiony, a już najbardziej w miejscu, gdzie nurt przecinał próg i woda spadała z niewielkiej wysokości. Uranka i ja chaotycznie bawiliśmy się kijem albo latającymi kółkami, a dla niego atrakcyjne były oczywiście właśnie nasze zabawki, a i chyba towarzystwo naszej grupy. Zatem wciąż wesoło do nas podbiegał w tym swoim jeszcze szczenięcym i nie do końca związanym stylu. Ale kiedy puścił się przede mną w ucieczce raz czy dwa swobodnym galopem, okazało się, że tylko największym wysiłkiem jestem w stanie się z nim w kopnym śniegu zrównać. Zdaje się, że jest ciut większy ode mnie... Gdy spacer się zakończył, wracaliśmy do domu zadowoleni i zmęczeni. Fajnie jest spotykać takie psy, jak Junior. Ktoś mógłby pomyśleć, że to zawsze my ścigamy kogoś, a nigdy sami nie wchodzimy w rolę ściganych. Tym razem jednak zdarzyło się inaczej. Zaczęło się od tego, że wysiedliśmy z samochodu na zatłoczonym parkingu, skąd pomaszerowaliśmy do wejścia przylegającego do niego budynku. Przed drzwiami, które co chwilę same się rozsuwały, Oni zatrzymali się wyraźnie niezdecydowani. Tymczasem w każdym momencie mijali nas ludzie, szybko wychodzący i wchodzący, patrzący w większości gdzieś przed siebie, a na nas i na Nich nie zwracający najmniejszej uwagi. Ona weszła na chwilę do środka, być może obwąchać teren, chociaż mnie nic nie podpowiadało, że w środku czai się jakaś groźba. W końcu weszliśmy do środka, a raczej wpadliśmy do niego. Maszerowaliśmy rześko przed siebie przez długi hall, nadal mijając po drodze zabieganych ludzi i ani jednego psa! Kiedy mieliśmy już ominąć budkę, która stała nam w poprzek drogi, On skręcił dość gwałtownie i obeszliśmy ją z drugiej, niż na to wyglądało początkowo, strony. Tymczasem z temtej strony budki ruszył do nas jakiś człowiek, coś nawet chyba do Niego mówiąc. On jednak tylko przyspieszył kroku, no a ja i Urania rzecz jasna mu go dotrzymaliśmy. Tamten chyba jeszcze coś mówił, ale został w tyle, jak zresztą i Ona, bo teraz właściwie szliśmy już kłusem. Na końcu korytarza były schody, a kiedy ich dopadliśmy, padło Na górę! i już się wspinaliśmy. U szczytu korytarz rozchodził się w dwie przeciwne strony, więc On wyraźnie się zawahał. Ale chyba nie było czasu, bo drugimi schodami z naprzeciwka zbliżał się inny pan trochę podobny do tego, który nas gonił. On wybrał jedną z odnóg korytarza w samą porę, bo ten drugi był już tylko parę kroków od nas. Wzdłuż korytarza ciągnął się szereg drzwi - On otworzył jedne z nich, szybko nas wprowadził do środka i zamknął je za sobą. Gończy ludzie nas nie doścignęli, a chyba nie śmieli przekroczyć tego ostatniego progu. Na korytarzu pozostała jednak Ona, ale zanim Urania albo ja (albo On!) zdążyliśmy się zmartwić, drzwi ponownie się otwarły i Ona do nas dołączyła. W pokoju, w którym się znajdowaliśmy, za biurkiem siedziała jakaś pani. Wyczuwałem jej wzmożoną czujność, ale ludzie rozmawiając są chyba sobie w stanie wiele wyjaśnić, bo On coś do niej powiedział i po chwili napięcie opadło. Od tego momentu nikt już nas nie ścigał i opuściliśmy budynek nienagabywani, chociaż jakimś mniej uczęszczanym wyjściem. On obojga z Nich biło zadowolenie, ja obsikałem sobie drzewo rosnące na stromej skarpie, a Uranka zrobiła numero duo na trawniczku nieopodal. Stres pościgu pozostał daleko za nami. Gończe hominidy są mało atrakcyjne, pokazujemy więc gończe szwajcarskie (Banditto i Cleopatra Lady Bardotte) |
Quercus Niger
Hodowla psów rasowych entlebucher Miot A | Litter A | Wurf A Miot B | Litter B | Wurf B Miot R | Litter R | Wurf R
|