

![]() Boogie (Astro) ma przykazane, żeby się RunningEggiem bawił tylko w niedzielę, bo to trochę za twarda zabawka i nie chcemy, aby sobie poobijał kości albo zęby. Negocjacje w tej sprawie trwają.... ![]() Gojka (Alpa), już po rujce - wymarzona sunia: piękna i inteligentna. Była sobie kiedyś bułeczka. Upieczono ją pewnej nocy w piekarni niedaleko wielkiego miasta. Potem rankiem trafiła do sklepu w tym mieście, w towarzystwie innego pieczywa, aby jeszcze tego samego dnia być sprzedaną pewnej starszej pani. Tę panią odwiedziła córka, ponieważ przebywała akurat w mieście i postanowiła przenocować u mamy. Nazajutrz bułeczka nie była już taka świeża, ale córka wychodząc i tak ją przyjęła jako drugie śniadanie, przełożoną plasterkiem szynki i ogórkiem. Owinięta w papier i woreczek bułka trafiła do kieszeni walizki, po czym została tam przez cały dzień, zupełnie zapomniana. ![]() Urania zdziwi się pewnego dnia, kiedy na jakimś kolejnym zlocie pozna chociaż połowę swojego nowego (pół)rodzeństwa. Urodzony 24/12 2012 miot "W" Szwajcar to aż 9 małych entlebucherów. Pomimo, że Urania miała tylko jednego brata, a teraz piesków jest ponad 4 razy tyle, wyglądają na dobrze odżywione i szczęśliwe. Ponieważ otwierają już oczy, to okresy ich aktywności zaczynają się robić ciekawe. Co więcej, w codziennie przez kilka godzin można je oglądać tu: Link do transmisji z kojca. Zupełnie, jakby się stało przy kojcu. Cierpliwości - naprawdę nadają CODZIENNIE. [Strona hodowli Szwajcar: http://www.sennenhund.pl] Nie ma Jej od wczoraj. Ostatniej nocy spaliśmy więc wszyscy w salonie przy kominku, który wypalił się dopiero nad ranem. On i Urania na sofie, ja oczywiście na baranicy przy drzwiach na taras. Oznacza to też, że jedyny dłuższy pobyt na dworze odbywamy rano, bo potem On może dopiero poświęcić nam czas wieczorem, kiedy jest już całkiem ciemno. Ale poranki są teraz niemal rytualne... Jeszcze po ciemku wychodzimy opróżnić pęcherze (my - psy), ale tylko na krótko. Drugi raz jesteśmy na zewnątrz, kiedy zrobi się już przynajmniej szaro, a zaczynamy od rozgrzewki, czyli przeciągania liny. To robi nam bardzo dobrze na mięśnie i pozwala wypracować dobrze wymodulowany i groźny warkot. W tej zabawie stosuję dwie podstawowe techniki: ciągnij-ile-wlezie oraz kołowrotek. Kołowrotek polega na tańczeniu wokół Niego (trzyma sznur) w podskokach w wybranym kierunku, aż ma dosyć i zaczyna ściągać sznur do siebie. Uranka też w tym czasie zwykle jest przyczepiona do sznura, okazjonalnie wskakując mi na barki. Może ciągnie trochę słabiej, ale w warkot wkłada całe serce. Po sznurze On wprowadza szukanie piłeczek. Łatwiej jest je znaleźć, kiedy rzuci je w nowe miejsce, w którym nie ma za wiele naszych starych zapachów. Ale w ogródku o takie raczej trudno, więc czasem szukanie trochę się przeciąga. Każde z nas ma swoją piłkę i dobrze ją rozpoznaje - jeżeli chwyci piłkę drugiego, niemal od razu ją wypuszcza i dalej poszukuje własnej. Wreszcie następuje bardziej energiczna zabawa - aportowanie rzuconej piłki na naszej łączce-pod-górkę. Urania bardzo się ekscytuje i po każdym oddaniu piłki głośno domaga się powtórnego rzucenia. Zdaje się w ogóle tym nie nudzić, a za to ja już po paru aportach staram się wprowadzić urozmaicenie: nie oddaję piłki od razu, tylko zaczynam się z Nim drażnić, przebiegając mu z nią przed nosem. Na razie bezskutecznie, ale mówią, że kropla drąży skałę. Może kiedyś za mną pogoni? Mamy w ogrodzie dwie koślawe stacjonaty i każdego ranka robimy przez nie parę przebiegów. Na początku mi w Jego mniemaniu chyba nie szło, bo brałem pierwszą, a drugą w szeregu już sobie omijałem, ale ostatnio zaliczam obie w jedną i drugą stronę i wyczuwam, że jest zadowolony. Po stacjonatach chodzimy trochę przy nodze i przypominamy sobie inne proste komendy. W ogródku można Mu zrobić przyjemność i nie zrywać się, bo tu i tak niewiele się dzieje. Do tego od jakiegoś czasu daje nam znowu takie małe miękkie i pachnące smakołyki, więc jestem skłonny dla nich trochę się poświęcić. Urania za jedzenie zawsze mogła oddać (prawie?) wszystko, więc to ona dopiero demonstruje wzorową karność i wpatruje się w Niego nachalnie... Poranny rytuał kończymy lataniem za kijem przyniesionym z jakiegoś spaceru, który On przechowuje w drewutni. Ciekawe, kiedy codzienne powtarzanie tego wszystkiego mu się znudzi. W każdym razie w naszym imieniu zapewniam, że Psom chyba nigdy. ![]() Drodzy Mamo i Tato! Od już dobrych paru dni coś się ze mną dzieje. Z pupy kapią mi od czasu do czasu kropelki krwi. Spostrzegłam, że ma to wpływ na moje codzienne życie - moja Pancia przed każdym wyjściem na dwór lustruje otoczenie przez okno. A i tak dużo mniej wychodzimy poza nasze podwórko i raczej unikamy innych psów. Zresztą te spotkane zachowują się inaczej, niż zwykle. Mam nadzieję, że to przejściowe i znowu będę mogła bawić się z moimi psimi przyjaciółmi tak, jak przedtem. Wasza Gojka-Alpa Właśnie wróciliśmy ze zlotu Rodziny Uranki. Byliśmy oboje tak wyczerpani, że podczas podróży powrotnej nawet nie podnosiliśmy się, kiedy samochód zatrzymywał się i przez otwarte okno On coś wymieniał z człowiekiem w budce na zewnątrz. Zwykle przecież staramy się takie osoby oszczekać, aby nie próbowały wchodzić do samochodu. Po powrocie z przyjemnością ucałowałem rodzinną ziemię, to znaczy wytarzałem się na podjeździe, nie bacząc, że niszczę swoje szelki... Na zlocie faktycznie była Rodzina, Jeszcze Jedna Suczka, no i ja. Uranka starała się jak mogła zasłużyć na miano Strasznej Siotry - mimo ustępowania niejednokrotnie rozmiarem, rozdawała co jakiś czas dyscyplinujące kłapnięcia swojemu żeńskiemu rodzeństwu. Na spacerach mogła to robić w pełnymi pędzie, podczas patrolowania przestrzeni między Nimi, gdy oddalali się od siebie. Wyglądała wtedy na bardzo kontentą. W naszej grupie były jeszcze dwa samce, ale na wspólnych przemarszach najczęściej pozostawałem na smyczy i dopiero na łące biegałem luzem, więc nie było zbyt wiele okazji do konkretnych rozmów. Wiadomo, że dopóki trwa zabawa aportem, niewiele innego jest w stanie mnie zainteresować. Tym niemniej w pewnym momencie wykorzystałem zamieszanie po jakichś wyścigach (jakże ja lubię biegać) i zaczepiłem Olbrzyma. Chwilę udało nam się podyskutować lecz, jak to zwykle u "normalnych" psów, kiedy nas rozdzielili, to okazało się, że nikt nie odniósł istotniejszego uszczerbku. Muszę wspomnieć, że nasz tryb życia uległ poczas wyjazdu pewnemu rozregulowaniu. Dość powiedzieć, że pewnej nocy On przyszedł po nas i zaprowadził do domku, gdzie zgromadzili się wszyscy ludzcy uczestnicy zlotu. Byli jacyś dziwnie podekscytowani (oni tacy się robią, kiedy zjedzą, a może wypiją coś specjalnego), a potem dookoła huknęło i na niebie pokazały się dodatkowe gwiazdy. Ludziom to się chyba podobało, bo wylegli oglądać, ale Urania była innego zdania i On wsród huku odprowadził nas do domu. Straszna Siotra nie była zadowolona, że akurat po drodze zachciało mi się jeszcze załatwiać potrzebę numer dwa i musiała na mnie czekać. Ale cóż począć, kiedy akurat nadarzyło się kolejne ważne miejsce do oznaczenia... |
Quercus Niger
Hodowla psów rasowych entlebucher Miot A | Litter A | Wurf A Miot B | Litter B | Wurf B Miot R | Litter R | Wurf R
|