Miało być mądre omówienie rozdziału z pewnej książki, ale ponieważ wiosna wdziera się zewsząd ;), zamiast tego są... ...najbielsze zęby świata oraz... ...najsłodszy sen świata. Choć trudno w to uwierzyć patrząc na pogodę za oknem, sezon na nie już się zaczął, więc czas zaaplikować ochronę przed chorobami, które kleszcze przenoszą. Trudno w tym wypadku zarekomendować co innego, niż dobrej jakości chemiczne preparaty przeciwkleszczowe i przeglądanie sierści po spacerach, Oprócz, oczywiście, nieustającej miłości właściciela :) Zdjęcie małego Szwajcara Whisky, mieszkającego w Kanadzie. Właśnie uczy się delikatnie jeść z ręki :) [Dzięki uprzejmości hodowli Szwajcar ze Szczecina] Wydaje mi się, że nasze doświadczenie dotyczące wychowania szczeniaka zdążyło już nieco zaśniedzieć. Mamy wprawdzie świeżo w pamięci szóstkę maluchów krzątających się po naszym domu i jego najbliższym otoczeniu, ale to co innego, niż praca z jednym psim dzieckiem w jego nowym mieszkaniu. Jedną z rzeczy, która zupełnie umknęła nam z pamięci jest to, w jaki sposób nasze dorosłe psy – Cyrus i Urania – nauczyły się powstrzymywać gryzienie. Mowa tu o naturalnej skłonności, jaką mają szczeniaki do chwytania nas zębami za ubranie oraz za ręce (jeżeli znajdą się one w zasięgu ich mordek), która może być ignorowana i zbywana uśmiechem u ośmiotygodniowego malucha, ale nie wygaszana rozwinie się w poważny kłopot, jaki będzie sprawiał rosnący i coraz silniejszy pies. Z pewnych względów Cyrus trafił do nas jako 3-miesięczny podrostek i przypuszczamy, że jako ostatni wydawany z miotu miał dużo okazji do kontaktów ze swoimi rodzicami, a także właścicielami hodowli, którzy nauczyli go już wstępnie dobrych manier i po prostu etap podstawowego oduczania gryzienia nas ominął. Urania z kolei trafiła do domu z mieszkającym już w nim dorosłym psem. Cyrus wziął na siebie wiele obowiązków, które inaczej spadłyby na nas i wiele nauczył Uranię przez zabawę. W ten sposób w obu wypadkach duża część pracy została wykonana za nas. Nie cała, bo jak wiele innych, umiejętność powstrzymywania gryzienia trzeba u szczeniaka rozwinąć i utrwalić, a potem przez całe jego życie odświeżać. Tymczasem większość szczeniąt trafia do domów, gdzie nie ma zwierząt, a intensywniejsze kontakty z innymi psami podejmuje dopiero po nabyciu pewnej odporności poszczepiennej. Ian Dunbar pisze (Before and After Getting Your Puppy: The Positive Approach to Raising a Happy, Healthy and Well-Behaved Dog), że czas na wyuczenie psa powstrzymywania gryzienia mamy do mniej więcej ukończenia przez niego 3 ½ miesiąca życia. Przyjmując to za pewnik, podam za tym samym autorem podstawowe zalecane techniki przez niego techniki. Po pierwsze – co jest może zaskakujące – należy wdawać się ze szczeniakiem w zabawy prowadzące do tego, że zacznie on nas chwytać za ręce. Oczywiście najlepiej na jego poziomie, to znaczy na podłodze. Potem postępowanie jest proste: Bawimy się do momentu, kiedy piesek ściśnie nas swoimi szpilkami za mocno, a wtedy, co chyba jest naturalne, wydajemy z siebie okrzyk bólu. To powinno spowodować wycofanie się psa, którego z kolei przywołujemy i każemy mu spokojnie usiąść, a nawet zawarować. Z tak uspokojonym możemy podjąć zabawę od nowa, do następnego incydentu, podczas którego postępujemy jak poprzednio. Jeżeli pies się nie uspokaja, można zastosować po boleśniejszym ukąszeniu ostrzejszą reprymendę, polegającą szybkim na wyjściu na minutę albo dwie z pomieszczenia, w którym bawiliśmy się ze szczeniakiem. To powinno mu dać do myślenia. [Moje własne spostrzeżenie: Ludzkie ręce są dla szczeniaka niezmiernie atrakcyjne. Jeżeli ma on do wyboru ręce i jakiś inny obiekt, zwykle właśnie je wybierze. Jeżeli zatem od początku kompletnie uniemożliwimy małemu zabawę (z) naszymi dłońmi, pod ząb zapewne pójdzie nasza garderoba.] Powyższe zabiegi to pierwszy etap, którego celem jest osiągnięcie stanu, w którym pies nas zębami chwyta, nie sprawiając jednak bólu. Drugi etap to całkowite wyeliminowanie gryzienia – techniki podobne. Nie należy też zapominać, że w zamian za wygaszenie gryzienia ludzi i innych psów, trzeba szczeniakowi dostarczyć „materiał zastępczy”, innymi słowy zabawki, na których będzie mógł do woli trenować swoje zęby i szczęki. Dunbar nie odnosi się w książce szerzej do zachowania szczeniaków polegającego na pogoni za poruszającym się nogami człowieka i chwytaniu go za spodnie lub palce u stóp, czego doświadczaliśmy bez przerwy od stada maluchów. Wydaje mi się, że paradoksalnie palce u stóp powinny być bardziej przez nas pożądanym wyborem, bo znowu można spontanicznie narobić hałasu, a potem ab ovo: uspokoić szczenię, wydać i wyegzekwować komendę siad/waruj i mieć nadzieję, że na chwilę zapomni o pogoni. I tak z, powiedzmy, sześcioma po kolei… A jakie czynności wymienia Dunbar jako te, które pomagają psu zachować w starszym wieku umiejętność panowania nad gryzieniem? Popularną zabawę w przeciąganie liny, przy czym należy ją przerywać co jakiś czas jakąś wyuczoną komendą (u nas: Zostaw) i oczekiwać od psa natychmiastowego puszczenia sznura, nawet w momentach wielkiej ekscytacji – kiedy to zrobi, oczywiście chwalimy. Dobre ma być również karmienie z ręki – pomimo atrakcyjność smakołyka, pies powinien go wziąć z naszych palców w miarę delikatnie, a nie razem z nimi. Niektóre powyżej proponowane zabawy stosowaliśmy nieświadomi, że mają one również związek z wyrabianiem w psie umiejętności niegryzienia. A z pozostałymi pozostaje nam czekać na następne szczeniaki i spróbować ich skuteczności stosując bardziej celowe działanie. Pojechaliśmy pierwszy raz po zniknięciu śniegu nad rzeczkę. Urania prawie całą drogę z głową między przednimi siedzeniami samochodu, wydając z siebie podekscytowane pojękiwanio-popiskiwania. Z auta wypadliśmy prosto w błoto i las od dawna nieczytanych zapachów. W początkowym podnieceniu, przerolowując się po trawie, niemal stoczyłbym się po stromej skarpie do rzeczki. A potem już poszliśmy utartą ścieżką, biegając tam i siam od czasu do czasu popijając wodę z kałuż. W tradycyjnej zabawie z kijem obsadziliśmy tradycyjne role: dla mnie ważniejsze jest zdobywanie rzuconego kija, a dla Uranki bronienie go, kiedy już znajdzie się w jej pysku. Zgodnie z tą regułą, kiedy patyk ulega rozpołowieniu, zawsze ważniejsza jest ta część, którą trzyma ona. Dzięki temu przynajmniej zabawa trwa dalej. Uległa przerwaniu tylko raz: Urania pokonała wał dzielący drogę przy rzeczce od otwartego pola, zsunęła się między krzakami po drugiej stronie i, mimo nawoływań, znikła na czas znacznie dłuższy, niż zajmuje pochłonięcie miski z kolacją. Wróciła zdyszana, jakby po dość długiej pogoni. Co się z nią dzieje? Teraz odpoczywamy po opróżnieniu naszych misek: ona na sofie, ja na baranicy przy drzwiach na taras. Nawet docierający z kuchni zapach jedzenia, które Ona przygotowuje dla Nich, już nas tak nie kusi. ...wreszcie czuję się na miejscu! - Afir ...u nas po śniegu nie ma śladu i chociaż sucha trawa tylko smętnie szeleści, bawię się na całego - w to, co lubimy najbardziej. - Gojka To truizm napisać, że psy nie odczuwają wstydu. John Bradshaw w Zrozumieć psa twierdzi, że psy odczuwają wiele emocji: oczywiście zaniepokojenie lub strach, ale także i przede wszystkim te pozytywne: szczęście czy miłość. Ale poczucie wstydu albo duma należą do emocji ewaluacyjnych, czyli – jak ja to rozumiem – wymagających do odczucia posiadania w umyśle pewnego punktu odniesienia, normatywu definiującego pożądane zachowania. Psy podobno nie są w stanie go sobie zbudować nawet przy pomocy wielokrotnie powtarzających się doświadczeń. Dla behawiorystów to zresztą pewnie w ogóle nie jest problem, bo dla nich zwierzę to taka maszynka: tu naciśniesz, tam wyleci. Dlaczego o tym wstydzie? Ostatnio przeprowadziliśmy niezamierzony eksperyment dotyczący posądzania psów o umiejętność powiązania zdarzenia sprzed paru godzin z jego wciąż występującymi w ich otoczeniu skutkami. Otóż po wieczornym powrocie do domu odkryliśmy podłogę w kuchni zasłaną strzępkami torebek po przyprawach, a kafelki w plamach ze sproszkowanej, jak się potem okazało słodkiej, papryki. Ponieważ podłoga była umyta parę godzin wcześniej, zabrałem się do porządkowania pobojowiska głośno złorzecząc na bezmyślność wszystkich pozostałych mieszkańców domu. Psy przybrały natychmiast wygląd lichy i durnowaty: przemykały się bokami, stawiając ostrożnie łapy, ze spuszczoną głową i położonymi po sobie uszami, od czasu do czasu tylko patrząc w górę. Słowem – wykazywały wszystkie te objawy podległości, które my kojarzymy ze wstydem, a tak naprawdę będące tylko antycypacją agresji z drugiej strony i próbą jej uniknięcia (zresztą najczęściej między psami kończącą się sukcesem). Na szczęście parę tygodni później miałem okazję dokonać korekty swojego zachowania. Znów wieczorny powrót, witające psy i miauczące koty, a na podłodze w kuchni rozmazane językiem (językami?) resztki sproszkowanej papryki. Tym razem jednak spokojnie odstawiłem zakupy, przybrałem się i umyłem, po czym nalawszy sobie winka zabrałem się za porządki. Mamy dość szorstkie kafelki, a papryka jest całkiem trwałym barwnikiem, więc zadanie nie było łatwe. Ale mimo to cały czas normalnie reagowałem na psy, rzucając im od czasu do czasu przynoszoną mi zabawkę. Oczywiście ich zachowanie nie pozostawało w najmniejszym powiązaniu ze stanem kuchni – były przede wszystkim zadowolone z mojego powrotu. Osobną kwestią jest owa słodka papryka. Za pierwszym razem zachodziło podejrzenie, że torebka miała na sobie zapach surowego mięsa, co stanowiłoby atrakcję. Ale dwa razy pod rząd? Torebki z papryką zostały porwane na strzępy, a cała przyprawa wylizana i zjedzona – nigdzie nie było resztek, z wyjątkiem zabarwionych płytek. Co również ciekawe, psy nie miały po takiej uczcie żadnych sensacji żołądkowych, ale w literaturze nie natrafiliśmy na wzmianki o wartości sproszkowanej słodkiej papryki w ich żywieniu. |
Quercus Niger
Hodowla psów rasowych entlebucher Miot A | Litter A | Wurf A Miot B | Litter B | Wurf B Miot R | Litter R | Wurf R
|