Podnieśliśmy się wszyscy, kiedy już się na dobre rozwidniło. Gdy On się ubierał, my po zaliczyliśmy jak zwykle porcję porannego ziewania i przeciągania, od czasu do czasu pchając mu się przed oczy, aby nie zapomniał o naszym istnieniu i na pewno zabrał nas na dwór. Wyszliśmy, kiedy On już miał w ręce kubek z kawą. Wokoło panowała wiejska poranna cisza, jaka zdarza się co kilka dni, zwykle następując po dniu wzmożonej aktywności na większości okolicznych podwórek. Najczęściej w taki spokojny poranek On też nic nie robi, poza delektowaniem się z tarasu obserwacją łąki i tego, co się na niej dzieje, a następnie dłuższym i staranniejszym przygotowywaniem swojego śniadania. Teraz jednak od razu schwycił taczkę i pojechał przed dom, gdzie zaczął ładować na nią ziemię.
Od jakiegoś czasu nie towarzyszę Mu już tak gorliwie przy pracach ogrodowych, jak za młodu. Kiedyś w przy takich okazjach zawsze byłem z Nim, a tylko w najgorsze upały znajdowałem sobie cień jak najbliżej miejsca, gdzie akurat coś robił. Z upływem czasu to uległo zmianie, a pałeczkę przejęła Mała, chodząc za nim krok w krok i przyglądając się temu, co robi. Ja wtedy zwykle pozostaję na tarasie w swoim i Uranki stałym miejscu pod ławką. Tym razem jednak pobiegliśmy z Nim oboje, wykonując patrol od samej góry do bramy, z dłuższym przystankiem i obserwacją oraz węszeniem w stronę pola przed nią.
Zawróciliśmy galopem , kiedy On pchał już pełną ziemi taczkę podjazdem w górę za dom. Ten cykl powtórzyliśmy parę razy, aż do momentu, kiedy On po kolejnej zapchanej na górę taczce miał widoczne problemy z wyprostowaniem pleców, a oczy wydające się wyłazić z orbit. Wtedy padł na ławkę i, kiedy już odzyskał normalny oddech, dopił kawę, a my zajęliśmy swoje miejsca: ja pod ławką, a Uranka na piasku przed tarasem. Piasek tam był od zawsze, teraz wprawdzie już równo rozgrabiony, ale wciąż to jest po betonie pod ławką drugie jej ulubione miejsce relaksu. Jego niewątpliwym atutem jest to, że wprawdzie beton o poranku jest równie chłodny, ale piasek można, powierciwszy się na nim nieco, lepiej dopasować do kształtu swojego ciała, co widać dla Małej miało pierwszorzędne znaczenie. Ukoronowaniem tego jej dopasowywania zawsze jest wpakowanie nosa w piach, co skutkuje powrotem do domu z pyszczkiem przypominającym nadmorską plażę, co zresztą jej zdaje się absolutnie nie przeszkadzać.
