Do 8-8.15 Krótki spacer. Najlepiej kawałek za wieś, między nieużytki i rzadkie zabudowania, po ocienionej stronie wzgórza. Jest możliwość spotkania rezydującego tam zająca. Wokół krajobraz dojrzałego lata ze zżętymi zbożami, a tu i ówdzie wyrzuconymi resztkami gruzu z jakichś budów. Uranii i mnie mało to przeszkadza i biegamy z wywieszonymi jęzorami buszując po zaroślach. Z dala słychać ujadanie psów we wsi, które nas wyczuły lub usłyszały.
8.15 Powrót do domu, picie wody prosto z kranu. Na śniadanie musimy poczekać, bo On idzie do pracy.
Nadal rano— Witamy Ją, jak najwylewniej – najlepiej jeszcze w łóżku, chociaż tej wersji chyba nie lubi. Jeżeli w pobliżu leży na przykład nasza linka-szarpak, to dajemy Jej znać, że jesteśmy w dobrym humorze – szarpiemy się tą linką co sił, warcząc przy tym przeokrutnie. Ona daje nam śniadanie. Potem możemy już odpocząć do popołudnia, czasem tylko wychodząc za potrzebą, albo podnosząc raban z powodu jakiegoś podejrzanego ruchu za oknem.
17.30 On wraca do domu, więc staramy się Mu zorganizować huczne powitanie. Kiedy On już wreszcie opanuje radość z ujrzenia nas ponownie, krzątamy się trochę po ogrodzie, gdzie ma miejsce przede wszystkim wieczorna tura nawadniania.
19.00 Jedziemy na stawy. Stawy są dwa, ale do kąpieli służy jeden, bo na jego brzegu jest przerwa w zaroślach i ławeczka do postawienia Ich plecaka. Woda to mój żywioł. Nawet, kiedy rzucą mi zabawkę blisko brzegu, skaczę na nią z całym impetem z góry, wzburzając istny gejzer wody. Ostatnio puszczają nas za aportem do wody pojedynczo, co ma dobre i złe strony. Dobra jest taka, że kiedy ja sam aportuję, to Urania nie podpływa do mnie, aby mi wyrwać złowiony już aport, podtapiając mnie przy tym niezmiennie. Zła jest taka, że dla mnie jest tylko co druga kolejka, a w pozostałych muszę patrzeć, jak z moją ukochaną zabawką do brzegu wraca Uranka.
20.30 Powrót, wycieranie, wysiadywanie na tarasie, kolacja, przechwytywanie obcych kotów, które pod osłoną ciemności przychodzą się załapać na zawartość misek naszych Ogrodówek. Oni jeszcze chodzą po ogrodzie i podlewają to i owo. Smarowanie nam odcisków na łokciach, co dotyczy głównie mnie, bo Urania prawie ich nie ma. Musi to mieć jakiś związek z jej nieograniczonym dostępem do sofy, która jest miękka, więc kłykci nie uciska.
23.00 Nie oglądamy telewizji, więc idziemy spać.
