„Wyjechaliśmy rano, kiedy jeszcze nie było bardzo gorąco. Od dłuższego czasu dni są bardzo skwarne, ale ja i tak jestem skłonna bez przerwy do zabawy, mimo, że już po kilku chwilach język zwisa mi z pyska szeroką i długą wstęgą. Ale dzisiaj nawet bez śniadania wskoczyłam na tylne siedzenie samochodu i ruszyłam z Nim w drogę. Prawdę mówiąc, tak całkiem bez śniadania się nie obyło, bo na tarasie stały nie do końca opróżnione miski z kocią karmą, którymi się zajęłam. Koty zdają się być takie pewne jutra: prawie nigdy nie dojadają do końca. Cyrek i ja dostajemy jeść w mniej więcej określonych porach i mniej więcej stałe ilości, ale w przeciwieństwie do kotów zawsze zjadamy do czysta. Ściślej mówiąc, Cyrek zjada prawie do czysta, a ja zjadam całkiem do czysta za siebie, a kiedy on odejdzie od miski, to dolizuję do czysta po nim. Ale brnę w dygresje – mam to chyba po Niej.
„Kiedy jadę gdzieś sama bez Cyra, zawsze trochę mnie nosi niepokój, a kiedy mam już naprawdę dość, to zdarza mi się zwymiotować. Tym razem mój żołądek dzielnie wytrzymał i bez przeszkód dojechaliśmy na miejsce. Za to po wyjściu z auta zaczął się wystawowy zgiełk, którego tak nie lubię. Ludzie i psy stojący wszędzie i chodzący we wszystkie strony, a do tego On błąkający się, odbierający jakieś rzeczy przy stoliku stojącym po drodze, a potem znowu szukający chyba miejsca, gdzie będzie mnie pokazywał. W końcu zdaje się dotarliśmy, gdzie trzeba, nawet łatwo znaleźliśmy miejsce do przycupnięcia, a on zaczyna studiować jakąś książkę, którą przed chwilą dostał. Wszystko to po to tylko, aby po chwili podnieść się i zakomenderować „Idziemy”. Zdaje się, że przyjechaliśmy duuuużo za wcześnie.
„Wokół naszego ringu jest teraz mnóstwo psów i ludzi, a dominują takie duże, prawie pozbawione uszu i z kusymi ogonami, z wełnistą, ale krótką sierścią. On mówi, że to owczarki środkowoazjatyckie. Oglądamy sobie te psy i ich dumnych właścicieli – jak oboje myślimy, mieszkańców jurt Środkowej Azji. Azjaci nie bardzo tolerują w promieniu 2-3 metrów inne oprócz nich i ich przewodników istoty żywe. Nie ma znaczenia gatunek, płeć czy wiek. Każde zbytnie zbliżenie skutkuje atakiem masywnego kolosa, który jednak, przynajmniej w naszej przytomności, zawsze jest powstrzymywany przez właściciela, w ostateczności poprzez chwyt zwierzaka przedramieniem za szyję. Kiedy w pewnym momencie jedna z pań jedzie z krzesełkiem, na którym siedzi, za swoim Azjatą, to siedzący obok niej kolega chwyta szybko jej smycz, przerywając w ten sposób tę niechcianą podróż.
„Po Azjatach pokazywało się jeszcze wiele innych ras, a my w tym czasie, stale popatrując na ring, podążaliśmy za przesuwającym się cieniem. On zmieniał pozycję, kiedy już w poprzedniej dostatecznie ścierpł, a ja w końcu wygrzebałam sobie jamę w piachu, aby dotrzeć do jego chłodniejszej warstwy. Nigdy nie piję na wystawach, ale kiedy podawał mi jakieś suszone smakołyki, nie odmawiałam. W końcu, kiedy już robotnicy zaczęli rozbierać płotki wyznaczające sąsiednie ringi, przyszedł czas na naszą ocenę. Dla mnie najważniejsze było, że trwała niedługo, ale na ile było trzeba, stałam bez ruchu, a to znowu biegałam przy nodze, najwyżej od czasu do czasu próbując złapać trochę ferii zapachów, jaką zostawiły po sobie psy oceniane przed nami. Pani sędzi też było chyba gorąco, bo szybko coś tylko powiedziała do siedzących przy stoliku, ale za to jak zwykle niezmiernie długo grzebała mi w zębach i przy ogonie. Co ona tam chciała znaleźć? Na końcu zestawili nas, trzy młode suki, obok siebie, lecz chyba nie byłam tu najważniejsza, bo jakaś dziewczynka wbiegła fotografować suczkę stojącą obok. Ale tamtej nie w głowie było pozowanie – chciała już też do domu i ujęcia chyba wyszły dość dynamiczne. Ja grzecznie dostałam do końca, ale w końcu on odpuścił i mogłam skoczyć Mu łapami na uda, przeciągnąć się i zaskomleć. Wreszcie pojedziemy do domu!”