

Ostatnio w naszym podwórku kręcą się codziennie jacyś obcy ludzie, a ja i Uranka spędzamy cały dzień zamknięci w domu. Z powodu panującej suchej i gorącej aury może to i nie jest takie złe, ale z drugiej strony jest bardzo irytujące, kiedy wciąż słychać nieznajome głosy z coraz to innej strony domu, a towarzyszą temu dodatkowo nieustanne szurania, stukania, a od czasu do czasu powarkiwanie, ale wcale niepochodzące od psów. ![]() Kiedy po pierwszym takim dniu wyszliśmy po południu na dwór, obcych już nie było, ale za to otoczenie przeszło pewną metamorfozę, a po ziemi walało się trochę różnych przedmiotów pozostawionych przez tamtych. Drugiego popołudnia przedmiotów walało się już trochę więcej, a w dodatku pojawiły się kolejne zmiany. Ścieżka, którą najczęściej zbiegamy na dół do bramy, wydeptana naszymi łapami i ludzkimi butami tak, że trawa na niej ledwie rosła, została przykryta nieregularnymi kamieniami. Uranka oczywiście przetestowała ją pierwsza, truchtając z góry na dół z gracją, a ja zrobiłem to dopiero po jakimś czasie. My raczej nie lubimy biegać po takich powierzchniach, ale widocznie Ludziom jest po nich chodzić wygodniej. W każdym razie to i tak lepsze niż podjazd z kamiennego tłucznia po drugiej stronie domu, który kłuje w łapy, więc my Psy omijamy go zawsze jak najskrzętniej. Przy tym wszystkim On zamiast się z nami bawić, człapał po obejściu oglądając wszystkie zmiany, które zaszły w ciągu dnia. Coś tam mierzył, czasem coś podniósł z ziemi, żeby w końcu wyrzucić to do kosza. W tej sytuacji zająłem pozycję waruj na tarasie – wystarczyło, że Uranka za nim chodziła, bo cały czas ciekawska z niej niunia. Zerwałem się tylko na chwilę, kiedy byli przed domem na dole, aby sprawdzić i obsikać usypaną tam kupkę piasku – tyle mojej roli stróża na ten dzień. ![]() Trzeciego dnia wszystko przebiegło podobnie: On rano wyszedł po wydaniu nam śniadania, a potem pojawili się robotnicy. Po południu okazało się, że tłuczniowy podjazd też będzie przebudowywany, bo po na jego brzegach porozciągano sznurek i ułożono kostki. Na czwarty dzień mieliśmy tyle szczęścia, że w nocy popadało i nieco się ochłodziło, więc przed śniadaniem On pozwolił nam trochę poaportować i poskakać przez przeszkody. Ku mojemu zaskoczeniu w ruch poszło nowe frisbee, które jest miękkie i elastyczne, więc przynosząc je do Niego potrząsałem głową ze wszystkich sił, aby je zabić. Parę razy tak to podekscytowało Uranię, że podbiegła, aby mi wyszarpnąć ten naleśnik, ale On wtedy natychmiast ją ofukiwał – pewnie to kolejna niezmiernie cenna dla niego zabawka. Tylko gdzie On w tym płaskim placku ukrył jedzenie? Mało jednak było jeszcze tej zabawy, a już kończyliśmy i po wytarciu i przeczesaniu poszliśmy do domu na swoje śniadania. Wkrótce tamci znowu zaczęli łazić za oknami... Dzisiaj jest dzień piąty – kiedy to się wreszcie skończy i odzyskamy swoje podwórko?
Możliwość dodawania komentarzy została zablokowana.
|
Quercus Niger
Hodowla psów rasowych entlebucher Miot A | Litter A | Wurf A Miot B | Litter B | Wurf B Miot R | Litter R | Wurf R
|