Uranka za to najbardziej chyba ucieszyła się z zobaczenia rodzinnych kątów i tamtych Ludzi, bo szybko zaczęła się zachowywać bardzo swobodnie. Ja robiłem swoje, to znaczy siadywałem sobie z boku pilnując wszystkiego, z wyjątkiem chwil, kiedy podawano jedzenie, albo miała miejsce jakaś żywsza zabawa.


Wizyta u Rodziny była krótka i następnego dnia dość wcześnie rano wyruszaliśmy w drogę do domu. Pewnie nieprędko nadarzy się następna, bo Mama Uranii spodziewa się za miesiąc dzieci, co oznacza zmianę funkcjonowania tamtego domu na jakiś czas. A po powrocie Uranka zamieszkała w klatce i na spacery wychodzimy oddzielnie. Nie wiem, czy ma to związek z tym, że zmienił się jej zapach i niedawno po raz pierwszy nie strząsnęła mnie z siebie, kiedy wsparłem się przednimi łapami o jej grzbiet…