Już mi brakuje tych łąk – niewiele jest przyjemności, które dają się porównać do szaleństwa na miękkiej świeżej trawie, najlepiej takiej, na której jeszcze nie zdążyła obeschnąć chłodna poranna rosa. A właśnie parę dni spędziliśmy w miejscu, gdzie takich muraw jest pod dostatkiem: wystarczyło odejść parę kroków od głównej ulicy przebiegającej przez wieś, aby znaleźć się na jednej z nich. Łąki wciskają się tam w zabudowę i są bez przerwy koszone i grabione, więc trawa odrasta rześko cały czas. Można po niej biegać, węszyć wciskając w jej głąb truflę nosa, potem się poganiać i powygłupiać ogólnopsio, aby zakończyć to przewróceniem się na grzbiet i wytarzaniem się z lubością. Ciągłe przewożenie skoszonej trawy i bel siana przez tamtejszych wieśniaków może mieć jakiś związek z krowami, które wietrzyłem tam wszędzie. O dziwo nie pasły się one na łąkach, tylko pozostawały w budynkach, skąd przez otwarte okna dochodził ich najintensywniejszy, frapujący mnie zapach. Wokół niemal wszędzie pachniało też zużytą ściółką, zarówno z wewnątrz, jak i z pryzm gromadzonych na zewnątrz. Łąkowy relaks był nam przez Nich fundowany każdego popołudnia pobytu, ponieważ wyjazd tu przede wszystkim związany był z ponownym pokazywaniem nas na wystawie psów. Trwała ona dwa dni, co oznaczało dwa przedpołudnia spędzone w dusznej hali, w otoczeniu dzielących nasz los psów wszelkiej maści, wielkości, charakteru i pochodzenia, oraz ich podobnie rozmaitych Ludzi. Mimo to bardzo lubię takie miejsca, ponieważ nigdy nie tracę nadziei, że uda mi się pobawić z jakimś nowopoznanym psem, albo przynajmniej gruntownie obwąchać jakąś sukę. Tym razem okazało się, że świat jest mały i przy naszym ringu pojawił się znajomy pan w skórzanych tyrolskich spodniach ze swoją siwiejącą appenzellerką, którą poznałem na wystawie tej wiosny. Toteż bardzo mnie do niej ciągnęło, co wyrażałem wyrywaniem się na smyczy i popiskiwaniem. Pomimo, że dziewczyna ma już swoje lata, a jej pan wciąż ją odciągał z zatroskaniem na twarzy, nie wyskakiwała do mnie z zębami. Cóż, kiedy tym razem skończyło się na pobieżnym obwąchaniu i appenzellerka ze swoim panem już odchodzili w inną część hali. Przez resztę dnia byłem bardzo podekscytowany manifestując to najbardziej wysoko uniesionym ogonem również wtedy, kiedy stałem w ringu. Przebiegając obok sędziego nawet na niego szczeknąłem – nie powinien mi znienacka wymachiwać ręką przed nosem. Drugiego dnia wystawy również miałem powody do ekscytacji, ponieważ w pewnym momencie okazało się, że będziemy po ringu biegali razem z Uranką i jeszcze jednym młodym samcem. To przekroczyło granice mojej wyrozumiałości, więc pomimo Jego rozpaczliwych prób – szarpnięć, zatrzymań i komend – wyrywałem się do młodego, całkiem nie rozumiejąc, czego on szukał na moim terenie. Może to spowodowało ostatecznie, że sędzia podeszła w końcu do Niej i prowadzonej przez Nią Uranki, chwytając i potrząsając Jej ręką z widoczną obopólną radością. Dla mnie najważniejsze było jednak, że zaznaczyłem swoją obecność i prawa, aby moje Dziewczyny mogły sobie spokojnie i bezpiecznie się radować, a sędzi Urania chyba od początku niezmiernie się spodobała... Następniego dnia wyjeżdżaliśmy w deszczu, bo w nocy przeszedł front burzowy. Ta wieś i otaczające ją łąki chyba będą mi będą śniły - obyśmy mogli tu jeszcze kiedyś wrócić.
Możliwość dodawania komentarzy została zablokowana.
|
Quercus Niger
Hodowla psów rasowych entlebucher Miot A | Litter A | Wurf A Miot B | Litter B | Wurf B Miot R | Litter R | Wurf R
|